Wstęp pół-epicki
Sytuacja dzieje się w mieście o uroczej nazwie Kutaisi. Czwórka całkiem młodych i stylowo ubranych ludzi, która właśnie przejechała wzdłuż i wszerz niemal całą Gruzję, dorwała się do prześladującego ich od kilku dni kebaba. Spośród nich głos zabiera ten farbowany blond:
-A ja to głodny jestem. Tak bym sobie zjadł jeszcze khinkali.
Reszta spojrzała na niego trochę ze zmęczeniem, a trochę ze zdziwieniem, westchnęli i poszli za nim do baru, aby zjeść gruzińskie pierogi. Lecz to dopiero tam spojrzano na niego jak na troglodytę. Bo wszedł i zamówił…trzy.
Trzy?! No co za farbowany blond pajac zamawia trzy khinkhali?! Pomyślała sobie kelnerka i nie wróciła do stolika przez następne 20 minut. Pewnie na wypadek jakby mogła się czymś od niego zarazić.
Bo prawda jest taka, że przyjść do restauracja i zamówić poniżej dziesięciu khinkhali to w gruzińskim mniemaniu trzeba być a)kobietą* b)zwyczajnie głupim. A co to są khinkhali?
Co to właściwie jest?
Ano są to pierogi, owszem, jeszcze w kształcie bardzo podobne do tych, które serwowane są w Chinach, czyli w ojczyźnie wszelkich pierogów. Z tym, że te serio są ogromne! Kształtem przypominają sakiewki z dukatami, które nosiło się niegdyś przy pasie. W środku zaś mają różne klejnoty: doprawiane kolendrą mięso, niezwykłe leśne grzyby także nią pachnące, ziemniaki i słynny gruzińśki ser. I je się je także zupełnie inaczej. Łapie się takiego khinkalika za szyjkę, obraca do góry brzuszkiem, nadgryza, wypija soki i pałaszuje resztę, zostawiając tylko ogryzek z zawijasa.
Przepisik
Prawdziwi Gruzini zatrzymują te ogryzki i robią z nich całkiem nowe śniadaniowe danie. Przepis na nie też nie jest zbyt trudny:
Roztopić masło na patelni, złapać talerzyk z khinkhalowymi końcówkami i cyk podsmażamy.
Dziwnym trafem, za każdym razem gdy się to sobie wyobraża brzmi to jak część bardzo, bardzo kacowego śniadania. I pewnie nie jest to dalekie od prawdy.
Duch rywalizacji każe pytać: i co? i jak? lepsze od naszych pierogów?
Nie warto. Są inne. Są bardzo smaczne i pięknie wpisują się w gruzińskie krajobrazy.
Wystarczy zjeść raz.
Informacje praktyczne:
Porcje każdy pierożek khinkali jest naprawdę duży i nie warto strugać z siebie bohatera ani udawać, że jest się Gruzinem, polecam wychodzenie na troglodytę i zamówienie takiej ilośći, którą zje się na pewno i dzięki temu nie urazi się właściciela restauracji.
Moje ulubione khinkhali to te z grzybami, bo są to leśne grzyby o delikatnym smaku posiadające blaszki, nie pieczarki, ale też nie takie ostre w smaku. Najmniej polecam te z ziemniakami, bo jest to po prostu kawałek ugotowanego ziemniaka zawinięty w ciasto.
*O tym, że trzeba być kobietą to pół żart, pół nie. Gruzja to bardzo patriarchalny kraj i to do dość rażącego stopnia, wielu mężczyzn nie poda kobietom ręki, ani nie będzie zadowolonych z tego, że kobieta podpisuje umowę z nimi. Warto mieć to w pamięci i mówić o tym wprost, bo brakuje takich informacji w przewodnikach.
*Sorki za jakość zdjęć ale przepierniczyłem gdzieś wszystkie inne…
Ceny 2018
1 GEL = ok. 1,7 PLN
Khinkali około 50 tetri do 1lari 20 tetri za sztukę w zależności od miejsca i rodzaju, niemal wszędzie podawane są na sztuki więc można brać tyle ile się chce.
2 odpowiedzi na “Rzucając w khinkali”
[…] Czyli zielenina dzieląca Polaków. Ona ma albo zaciekłych wrogów oskarżających ją o obrzydliwość, herezję i ogólną niesmaczność, albo wielbiących ją fanów. Jej zapach unosi się w alejkach targów, i nad parującymi khinkali (o nich poczytasz tutaj). […]
[…] z wejściem do wagonu StalinaDorośli 10 lari + 5 lari za wejście do wagonu stalina.W restauracji:Khinkali około 0,5 tetri za sztukęWino około 5 ;ari za kieliszekPiwo około 4 lari za pół […]