Noooo… jak tak się patrzy w dół to ładne nie jest….a jak w górę to jest super!
Jakoś tak jest, że w El Nido ładnie nie jest. Wszak to tylko kilka wybetonowanych uliczek na krzyż, na nich śmigają rozklekotane tuk-tuki*, budynki z łysych cegieł i sypiących się płyt wiórowych bynajmniej zabytkowej starówki nie tworzą. Jest tutaj stosunkowo kurortowy nastrój. Nie brakuje sklepików z pamiątkami, okularami, podrabianymi butami. Na każdym kroku czeka jakaś knajpka, od kebabów po….restaurację ukraińską. Tak o to można sobie wrzucić na ruszt cepelina w najmniej spodziewanych okolicznościach. Pizzę też można zjeść.
Ciężko El Nido opisać w sposób ekscytujący, wszak jest to turystyczna miejscowość niemal dokładnie taka jak każda inna. Jak ktoś musi coś zwiedzać to ma dwa kościółki i ratusz, są totalnie przeciętne więc nie warto się kłopotać. Lepiej zachwycać się tym co zmiata tutaj z nóg – plażami i wysepkami wokół. Niewiele trzeba zrobić. Wystarczy zejść do mariny, władować się na łódkę i pozwolić się zachwycić czymś o takim jak Island Hopping (o którym piszę tutaj). Wystarczy złapać tuk-tuka, zapłacić panu jakieś 15 zł i wylądować na jednej z okolicznych plaż.
Na takiej Las Cabanas na przykład
Zielone wyspy wyrastają z płytkiego morza i ciągną się plamami po horyzont. Piasek jest cieplutki, woda spokojna, życie ogranicza się do złapania kokosa, nasmarowania się kremem i poddania się nie robieniu niczego. Chodzeniu bez celu z jednej strony na drugą.
Być może złapaniu się za zipline i zjechaniu na wyspę, być może nie przejęciu się ziplinem.
Tutaj można przeleżeć aż do zachodu słońca i potem patrzeć na niesamowity codzienny spektakl jak chowa się ono pomiędzy dwie wyspy. Takie jest Las Cabanas.
I dalej chillowanko
Wtedy wraca się do El Nido i jakoś dalej niczym się nie przejmując można kontynuować luźny styl wakacji. Najpierw zahaczając o jedno ze stoisk z ulicznymi grillami, gdzie pachnie cudnie i jada więcej Filipińczyków niż turystów (co jest dobrym znakiem), albo idąc sobie do jednego z barów, takiego jak na przykład Pukka Bar i po prostu przetańczyć noc. Dla tych bardziej odważnych (bądź pijanych) przy głównej ulicy czekają panie sprzedające balut, czyli ugotowane zarodki kaczki.**
Może w El Nido nie jest pięknie i mało rzeczy jest tutaj do robienia, ale może i przez to człowiek sobie może pozwolić na to aby nie robić nic.
I wtedy jest super.
*tuk-tuk – rodzaj małej taksówki, która jest zbudowana z motoroweru podobnego do Komara albo W-Ski, do której doczepiono boczne siedzenie, tylne siedzenie i zabudowano to plastikowym opakowaniem. W zależności od charakteru i umiejętności kierowcy jest od raczej bezpiecznego, do ryzykownego, natomiast śmiercią grozi rzadko bo więcej niż 45 km/h raczej nie pojadą.
**tak, to jest dokładnie to co brzmi, a o specjałach kuchni filipińskiej piszę tutaj.
Informacje praktyczne:
Las Cabanas nie jest jedyną plażą w El Nido ale nam podobała się tak bardzo, że nad żadną inną nie chciało się nam jechać.
Tak samo było z Pukka Bar. To jest stosunkowo niewielka imprezownia, ale DJ daje radę, drinki są w ludzkich cenach i impreza potrafi się tu nieźle rozkręcić. Jedyne na co trzeba uważać, to podrywanie Filipinek, bo jeśli ktoś nie gustuje w ladybojach to łatwo można się pomylić, zwłaszcza będąc znieczulonym kilkoma drinkami. Jeżeli ktoś zaś na tego rodzaju podryw liczy, to bardzo proszę. Są mili.
Ceny 2019:
Naleśniki na śniadanie 125-150 pesos (około 9 a 11 zł)
Śniadanie filipino 180 pesos (ok 16 zł)
Piwo w klubie 90 pesos (ok 6,50 zł)
Pralnia– 60 pesos za kilogram ubrań (około 4 zł)
Magnesiki 3 za 100 pesos (około 7 zł)
Danie w restauracji od 250 do 450 pesos (około 20 a 35 zł)
Nocleg w hotelu czterogwiazdkowym 180 zł/noc