Być może niewiele widziałem na Filipinach. Wszak zaledwie dwie wyspy i jeden region. Jednak wystarczyło to aby się niejedną rzeczą zachwycić, a wspomnienie ich przykleja mi na mordkę uśmiech o szerokości ogórka. I o tych kilku rzeczach chciałbym wam tutaj opowiedzieć.
5. Coconut z rumem

Wiem, wiem, mówi się kokos. Ale w głowie mówię coconut ze względu na jedną głupią piosenkę, którą śpiewaliśmy z kumplem. Na Filipinach zaś do coconuta dołączył rum, a mieszanka ta kosztowała mnie mniej niż 7 zł! Na plaży Las Cabanas znalazłem niepozorny stolik, za nim w cieniu leżała cała Filipińska rodzina, a na nim leżała cała kiść ogromnych kokosów i butelka rumu. Sam pomysł był bezczelnie cudowny i tym mnie urzekł. Pan złapał kokosa, odrąbał jego wierzch maczetą, kazał wyssać środek i tyle ile opróżniłem tyle zalał rumem. A smak? Dla mnie Las Cabanas na zawsze będzie miała smak wody kokosowej i rumu. Nawet ciepłe wchodzi.
4. Widok na 3 tysiące wysp Palawanu
Oczywiście tych trzech tysięcy wysp się nie widzi, ale nie o to chodzi. Chodzi o bycie zanurzonym w turkusowej, przejrzystej wodzie i patrzenie przed siebie. Ze spokojnej wody na horyzoncie wyrastają zazielenione, stożkowate wyspy i wydaje się, że one tak jak Ty moczą sobie stopy w morzu. Aż ciężko uwierzyć, że taki prosty widok daje tyle przyjemności.
3. Zachód Słońca na Las Cabanas

Dobra, przyznaję się. Jeżeli ktoś widział moje dość idiotyczne relacje na Instagramie ten wie, że przegapiłem prawie wszystkie zachody słońca podczas mojego pobytu na Palawanie. Udało mi się raz, przyszedłem przygotowany i zabrałem telefon jak i kamerkę, aby ten jeden zachód słońca nagrać. Telefon mi się rozładował, a ja nie wcisnąłem migawki aby kamerka nagrała time laps Słońca chowającego się idealnie pomiędzy dwoma wzgórzami wysp widocznych z plaży. A ja? Stałem jak wryty, bo chociaż był to krótki spektakl to mrugające zza wysepek Słońce zostanie ze mną na długo.Tak jak i fioletowy kolor jakim pokryła się plaża tuż przed zmrokiem.
2. Island Hopping

Zdecydowanie największa atrakcja El Nido jak i Coron. Nie bez powodu. Odbijająca się od fal łódka wiezie Cię pomiędzy najpiękniejsze wysepki. Na jednej ukryte jest jezioro, do którego dochodzi się po drewnianym pomoście nad błękitną wodą. Na innej jest zatoczka, w której nie brakuje nurków i miejsc do skakania do głębokiej wody. Przy jednej je się lunch przygotowany przez kapitana łódki, który po prostu smakuje. Przy kolejnej się snorkeluje, przy następnej przechodzi się do ukrytej jaskini, przy innej leży się plackiem pod palmami. Wszystko pasuje idealnie.
1. Fluorescencyjny plankton!
Rzecz, która najbardziej mnie zachwyciła bo o niej nie wiedziałem. Była niespodzianką, gdy z głupoty w środku nocy wskoczyliśmy do wody. Nad głowami było perfekcyjnie rozgwieżdżone niebo, a w wodzie… Za każdym naszym ruchem pojawiały się w niej małe iskierki. Machnięcie ręką i na chwilę woda rozbłyskała własnymi gwiazdkami. Jeden ruch nogą i kilkanaście małych światełek podążało za nią przy dnie. Nie mam zdjęć, bo zajęty byłem kimś innym niż aparatem. Ale wierzcie mi na słowo – fluorescencyjny plankton to słodka posypka na lukrowanej filipińskiej nocy.
2 odpowiedzi na “Rzucając w moje top 5 na Filipinach”
cudnie tam
Oj jest ^^