-Najlepsza kanapka świata! Cud urugwajskiej kuchni! Narodowy smak tradycji mieszczący się w obydwu dłoniach!
To nie burger.
To Chivito!
-Co?!
No właśnie. To jednogłoskowe, pełne zdziwienia pytanie jest dodatkiem dużo popularniejszym niż zachwalana na bazie piwa musztarda.
To nie jest żart.
To jest rzecz zupełnie na poważnie.
Tak właściwie to co to, to chivito?
Niech ktoś nazwie chivito burgerem, a zostanie zrzucony w otchłań urugwajskiego piekła. Czyli pewnie przez Río de la Plata na drugą stronę. Do Argentyny. W drugim wcieleniu, jako wegetarianin.
Jednak nie da się zaprzeczyć temu, że ten przysmak do północnoamerykańskiej legendy jest podobny. Bo to też zwykła kanapka na dobrą sprawę. I nie jest ona zaraz taka skomplikowana.
Tak naprawdę jest to miękka bułeczka przekrojona na pół, posmarowana majonezem, przyozdobiona sałatą, pomidorem, cebulą, być może korniszonem, przykryta plastrem szynki, czasami serem, na to położony jest wysmażony plaster soczystej wołowiny, na nim ląduje jajko sadzone i druga część bułki, niekiedy z innym sosem.
Tadam!
Ciepłe danie w otoczeniu frytek już idzie do klienta. Kelner zadziera w górę nos, grające na ulicy w piłkę dzieci patrzą z zazdrością, siedzący przy barze Urugwajczycy kiwają głowami z uznaniem. Można jeść. Można z piwem. Można bez bułeczki.
O chivito powstają książki, poradniki, przewodniki, programy telewizyjne. Ludzie kochają chivito.
Może się to brać z tego, że jest to jedyna rzecz, przez którą Urugwajczyk nie zostanie pomylony z Argentyńczykiem, bo wszystkie inne, które napawają ich dumą eksportuje sąsiad z południa. Futbol, czerwone wino, wołowina, mate, nawet Słońce z flagi. A bułkę z polędwicą uratowali.
Gdzie szukać chivito?
Spróbować można tego wszędzie, a każdy szanujący się pub powinien chivito w swoim menu mieć. Najlepiej pytać o to miejscowych ludzi, dać im się nacieszyć możliwością opowiadania, pozwolić im się pokłócić o to gdzie owe jest najlepsze. Potem skierować się w jedną z wybranych restauracji, zostawiając czyjś kryzys małżeński za plecami.
Jest sieć piwiarni, która chwali się nie tylko kanapką, ale i dobraną do niej musztardą. Specjalnie robioną, dostępną jedynie w tej restauracji i absolutnie bezczelnie obrzydliwą. Można kupić taką na pamiątkę, w charakterystycznej żółtej butelce.
Natomiast samo w sobie chivito jest dobre.
A jedzone w Urugwaju jest pyszne.
Informacje praktyczne:
Rzeczona sieć piwiarni to La Pasiva, a najłatwiej do niej trafić w Montevideo.
Więcej o Urugwaju
Jeżeli podobał Ci się ten tekst to daj temu małemu państewku jeszcze jedną szansę. Chociaż te pięć minut, a gwarantuję, że się nie zawiedziesz!