Kategorie
Rzucając w miejsca

Rzucając w Montevideo cz.I

Jest na świecie taka metropolia, w której wiecznie panuje niedziela. Taka, w której nie ma korków, ani nawet pośpiechu.

6 min czytanka

Katedra

Bez pretensji

Wszystko z konopii

Miłość do klasyków

Miłość do klasyków

Miłość do klasyków

Estadio Centenario – jeden z najważniejszych stadionów świata

Budynek Parlamentu

Chyba zakochani

Piłkarski Łuk Triumfalny

Dom kultury

Miłość do klasyków

Miłość do klasyków

Miłość do klasyków

Owa przeklęta ryba

Ciekawa nazwa na supermarket

Szyber-dach w hostelu

Hostelowe lobby

Widok na rzeke

Wschody Słońca Rio de la Plata

Market przeklętej ryby

Perełka spomiędzy bloków

Siedziba Mercosur

Plaża przy Rio de la Plata

Mate

Siatkówka przy La Rambli

Miłość do klasyków

Pomnik, który prawie kosztował mnie pomyłkę

Najsłynniejszy budynek Montevideo

Pchli targ

Niedzielność nie zawsze widziana gołym okiem

Z tym, że gdy do Montevideo przyjeżdża się wieczorem ta niedzielna aura beztroski i bezpieczeństwa wcale nie unosi się w powietrzu. Przede wszystkim za sprawą latarni ulicznych. Świecą one przytłumionym żółtawym światłem i miasto wygląda jakby było na filmowym planie o przedwojennych gangsterach. Budynki są szare, chodniki popękane i nierówne. Na ulicach leży mnóstwo liści i śmieci, a pod drzwiami banków nocują bezdomni. A człowiek garbi się trochę w sobie, spuszczając głowę myśli gdzie jest to godne zaufania Montevideo?

Ono jest w mieszkańcach. Sklepikarze są szczerze uśmiechnięci, a znając kilka wytrychów można bez problemu włamać się w ich serca. Wystarczy wspomnieć dwa oficjalne tytuły mistrza świata zdobyte przez Urugwaj a pan w kiosku już gotowy jest cię wyściskać, a gdy człowiek się pochwali, że wie też o dwóch urugwajskich tytułach nieuznawanych przez FIFA, to gotowi są cię poprowadzić do celu i rękę córki oddać.

Koszmar ryby z Rio de la Plata

Przytłumione światła Montevideo wdzierają się także do wnętrz takich budynków jak Mercado de la Abundancia, czyli stary targ, zbudowany w stylu paryskim z rzeźbionymi rustykalnymi filarami. W środku znajduje się też szkoła tanga i dobiegająca stamtąd muzyka pięknie komponuje się z miejscem. Obecnie niemal cały market jest okupowany przez jedną restaurację, która wyglądem raczej przypomina dworcową jadłodajnię niż porządną knajpę. Tu spotkała mnie ryba z Rio de la Plata. 

Poproszona pani kelnerka poczytała w karcie i po chwili odrzekła, że jej ulubiona to Lomos de Merluza a la plancha c/gua, które ktoś zgrabnie przetłumaczył na hake loins to the iron. Totalnie skonfundowany zrozumiałem, że niby morszczuk, ale co go z żelazkiem łączyło to nie mam pojęcia.  Nie była to najdroższa ryba w karcie, więc uznałem, że zaryzykuje.

Jednak to, co mi przyniesiono zawstydziłoby niejednego, nawet pijanego kucharza pracującego w najlichszej smażalni w Mielnie.

Tajemnicze danie to był filet z morszczuka maczany w jajku i usmażony tak, żeby to jajko przypalić, ale jednocześnie na tyle krótko aby być subtelnie galaretowatym w środku. Oczywiście wszystko pozbawione jakichkolwiek przypraw, a smaku spalonej jajecznicy nie zabiły nawet cztery ćwiartki cytryn przyniesione na talerzyku. Morszczuk przy każdym kęsie zdawał się wyrywać z powrotem do Rio de la Plata. Uratował mnie kieliszek urugwajskiego wina tannat, bardzo mocnego i ciężkiego wina, które tylko częściowo sprostało zadaniu. Za to kieliszek pani napełniła od serca, co chyba jest jedynym wytłumaczeniem dlaczego na koniec opuszczałem targ z uśmiechem na twarzy… i z plamami na spodniach.

Urok nieadekwatności

Najciekawsze miejsca są te niepozorne. Na przykład miasto ma tylko jeden łuk triumfalny. I z racji tego, że Urugwaj nigdy potęgą wojskową nie był nie jest to pomnik ku imperialistycznej jego chwale. Umieszczona na nim tabliczka informuje nas: Tędy przeszedł pierwszy puchar świata zdobyty przez narodową drużynę Urugwaju w 1930 roku.

A za tym pomnikiem historii stoi jeden z najobrzydliwszych budynków Montevideo.

Przykładów takiej nieadekwatności jest mnóstwo: na głównej ulicy znajduje się jedyna w całym kraju stacja metra, która prowadzi tylko w odmęty wyobraźni, bo jest galerią sztuki. A w tym laickim państwie na jednym z głównych skrzyżowań postawiono pomnik Jana Pawła II. I nikomu nie  przeszkadza to, aby uśmiechnięty Karol Wojtyła patrzył na rzędy tęczowych flag, celebrujących legalne związki partnerskie.

Taka jest aura tego miasta. Piękne kamienice stoją ramię w ramię ze spalonymi ruderami, policjanci z karabinami strzegą nawet spożywczaków, główne arterie się nie korkują, banki i kieszonkowcy pracują w tej samej dzielnicy, a jedenaście z szesnastu drużyn piłkarskich pierwszej ligi ma siedzibę w stolicy.

Koniec cz. I
Przejdź do cz. II

Rady praktyczne:

W Montevideo znajduje się jeden z najważniejszych stadionów w historii piłki nożnej- Estadio Centenario, w którym znajduje się podobno całkiem ciekawe muzeum. Niestety jest ono zamykane po 17 i nie zawsze otwarte w weekendy, więc swoją wizytę tam lepiej zaplanować.

Piłka nożna tutaj jest boską ambrozją, ale upijają się nią zupełnie inaczej niż sąsiednie kraje. Znowu nie mówią, że są najlepsi na świecie, tylko cieszą się sportem. Są dumni ze swoich piłkarzy, ale bez buty, na wspomnienie o tym, że jest się z Polski z miejsca wymienią Grzegorza Latę, czy Zbigniewa Bońka.

Mnóstwo hosteli, ja zatrzymałem się w Blanes Hostel, przy ulicy Blanes. Miejsce prowadzone przez młodych ludzi, także w środku na pewno będzie dużo głośnego housa z głośników. Za to właściciele są bardzo mili, w hotelu można było zostać dłużej w zamian za pomoc w remontowaniu budynku. W ogródku hoduje się krzaki marihuany, a w kuchni bardzo często ludzie gotują dla siebie nawzajem.

Kultura Marihuany, mnóstwo sklepów oferujących wyroby tytoniowe, bletki, bonga czy bluzy z konopii, ale trzeba uważać bo czasami jest to zwyczajne zdzierstwo na turystach.

Mercado de Artesanales, czyli targi wyrobów ręcznie robionych to dobry pomysł na pamiątki z Urugwaju, z cenami bywa różnie, czasem są zawyżane pod turystów.

Ceny

Hostel ok. 300 pesos urugwajskich (40 zł)
Ser w supermarkecie ok. 150 pesos urugwajskich za kawałek (20 zł)
Makaron około 40 pesos urugwajskich za opakowanie (3 zł)
Mate ok. 150 pesos uru. za kg (20 zł)
Pomarańcze ok 35 pesos uru. za kg (4,20 zł)
Tradycyjny ser z oliwkami i marmolada w kawałku, które je się razem około 120 pesos uru (15 zł)
Kiełbaski około 60 pesos uru. za 3 szt. (8 zł)
Salami około 100 pesos urugwajskich za 80g (13 zł)

Więcej o Urugwaju

Jeżeli podobał Ci się ten tekst to daj temu małemu państewku jeszcze jedną szansę. Chociaż te pięć minut, a gwarantuję, że się nie zawiedziesz!

Albo może w inne miejsca:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *