Jeden z głównych placów miasta, tłumy robią sobie pamiątkowe zdjęcia pod największą atrakcją, która tak właściwie jest… antyczną rynną. Za to nie byle jaką, bo to rzymski akwedukt. Przebiega on przez sam środek Segovii, miasta, które było twierdzą największego imperium w historii Europy, zamkiem jednej z najsłynniejszych królowych na świecie i siedzibą najstarszej dotychczas działającej szkoły artylerii. Całkiem dużo, jak na spalone słońcem miasteczko położone w górach godzinę drogi od Madrytu.
Jest dużo mniej znane niż Toledo, chociaż nadal popularne i powinno być obowiązkowym punktem wycieczek ze stolicy Hiszpanii. To jest kawał historii w jednym miejscu i to jednego z najlepszych kawałków, o czym świadczą jego główne atrakcje.
Myślisz, że ten cały lord to miał jakiś kompleks?
Alcazar de Segovia, czyli imponujący zamek królewski przypomina posiadłość Lorda Farquaada ze Shreka, z małymi wieżyczkami na rogach. Otoczony stromą fosą, jeśli nie skalną przepaścią, oferuje imponujące widoki i niewiele potrzeba aby wyobrazić sobie jak czuła się śpiąca królewna. Tylko smoka brakuje. Za to w środku jest coś, czego dzięki naszej burzliwej historii prawie nie zobaczy się w rodzimych twierdzach: wystrój wnętrz. Ściany ozdobione gobelinami, pozłacane sufity, których opisy są dużo bardziej wyszukane niż zdobienia, czy idealnie zaścielone łóżka przybliżają do zamierzchłych czasów. Na przykład do momentu, kiedy jedna z najmądrzejszych władczyń została koronowana na królową, a nazywała się ona Izabelą Kastylijską. Mało tego, nie jest to ogromna posiadłość, więc jej zwiedzanie zwyczajnie nie męczy.
Święty chłodek
Drugim miejscem, które cofa nas aż do średniowiecza jest katedra. Jej największą zaletą jest chłód jaki oferują jej nawy, gdy słońce niemiłosiernie atakuje za każdym rogiem starego miasta Segovii. Ulga jaką niesie pobyt w kościele jest mile widziana. A do tego można podziwiać tutaj strzeliste kolumny, nietypowo wijące się sklepienia, organy z zabawnymi dyszami i kwadratowe patio, po którym można wędrować jak Harry Potter z Ronem i Hermioną, albo jak bohaterowie Imienia Róży, w zależności do kogo nam bliżej.
Miasto znane z kanalizacji i pieczenia małych świnek
I wszystko to jest dobrymi atrakcjami, ale rzeczywiście najbardziej malowniczym jest akwedukt ciągnący się przez sam środek miasta, a jego arkady naprawdę robią wrażenie. Obok niego jest informacja turystyczna, z nietypową jak na Hiszpanię miłą obsługą.
Dla podniebienia też znajdą się typowe przysmaki, chociaż niejednego one odrzucą. Lokalnym daniem głównym jest cochinillo segoviano, czyli prosiaczek pieczony i podawany w całości. A po takim obrazowym obiedzie je się słodkie, albo nawet bardzo słodkie, czyli ponche segoviano. Słodki, puszysty biszkopt przekładany kremem, polany jeszcze słodszym lukrem, który smakuje jak kolejne wcielenie cukru pudru. Mało dietetyczne.
Jednak ponche idealnie kończy popołudnie w Segovii, bo chyba więcej czasu spędzać tam nie trzeba, za to będzie to mile i relaksująco spędzony dzień dla tych, co lubią odpoczywać w średniowiecznych miasteczkach z antycznymi wodociągami dla ozdoby.
Bilet autobusowy Madryt- Segovia 7,5 euro w jedną stronę ze stacji Moncloa,
Wejście do zamku: 5,5 euro sam zamek, 9 euro zamek z wieżą,
Wejście do katedry: 3 euro
Cochinillo segoviano 36 euro,
Ponche segoviano 2,5 euro
2 odpowiedzi na “Rzucając w Segovię”
[…] miejsce gdzie na pomysł podawania mlecznego prosiaczka się wpadło, bo słynie z niego cała Segovia. Co odważniejszym kelner poda ogonek, albo i kawałek zapieczonego […]
[…] zostaje się w Madrycie na dłużej niż 4 dni. Dzięki tej karcie można dojechać nawet do Segovii i Toledo oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów perełek hiszpańskiej […]