Kategorie
Rzucając w miejsca Rzucając w przeżycia

Rzucając w jurtę nad Balatonem

Jurta to taki ogromny namiot, gdzie nawet koń mógłby się położyć i mieć nadal kupę miejsca.

7 min czytanka

Balaton to takie ogromne jezioro, które nazywane jest Węgierskim Morzem.

Wow.
Ależ odkrywczy jest ten tekst!

Owszem, wie o tym pewnie prawie każdy, kto pomyślał o wyjeździe do Madziarów. Jest to naprawdę piękne jezioro, a gdy mocniej zawieje to robią się w nim nawet fale i Węgrzy rzeczywiście uwielbiają tu przyjeżdżać jak Polacy do Władysławowa.

Jego wybrzeże, a zwłascza Siofók oferują całkiem niezłą bazę noclegową, chociaż stosunkowo drogą jak na tą część Europy, zwłaszcza w wakacje. Znajdują się tu hotele, domki letniskowe i pola namiotowe, budy z kebabem, spożywczaki z big milkami i cymbergaye, słowem wszystko czego od tej rangi miasteczka się wymaga.

A ja mówię: PORZUĆCIE TO.
Porzućcie i pomyślcie, czy nie chcielibyście inaczej.

Tak inaczej, że aż po mongolsku

I to nie przez przypadek.
Węgry to ciekawy naród, bo sednem jego tożsamości był dziwaczny język i pielęgnowana setkami lat umiejętność dosiadania konia. Madziarzy przybyli aż zza Wołgi, a ich koczujący przodkowie powoli podbijali wschód Europy docierając aż nad Dniepr. Wtedy, pewnie po burzliwej kłótni w wielkiej jurcie prezesa jedni pokłusowali nad Bałtyk aby stać się Finami i Estończykami, a inni patatajowali aż za Karpaty. Mówi się, że ich konne umiejętności uratowały madziarskie plemienia pod koniec pierwszego milenium, dopóki nie zgłodniały im środki lokomocji, więc ogarnięcie jakoś rolnictwa stało się nieuniknione.  Tak, czy siak, sądząc po ich skoniowaceniu dziw, że nie nazywają się Filipinami*. 

Z biegiem lat konna tradycja Węgrów, ustąpiła fascynacji winem oraz tworzeniem Cesarstwa Austro-Węgierskiego, ale jej cień nadal w Węgierskim modus operandi pozostał i lubią o tym wspominać. Jednym z nich jest zamiłowanie do budowania jurt.

Jurta to taki ogromny namiot, gdzie nawet koń mógłby się położyć i mieć nadal kupę miejsca. 

Już KOŃczę o tych koniach. Naprawdę.

I taki właśnie namiot znaleźliśmy niedaleko Siofók. Z miejsca uznając że chcemy tam przenocować.
Bo fajnie. Bo ładnie. Bo nigdy tak się nam nie trafiło.

Dobra, powiem na głos: jest całkiem romantycznie

Wiem, że przeważnie unika się tego określenia jak ognia, ale ogromny namiot pośrodku niczego, który we wnętrzu wita kilkudziesięcioma światełkami, a materac łaskocze biały baldachim jest, kurde mole, naprawdę romantyczny.

Gdy się leży w poduszkach, z kieliszkami fantastycznego węgierskiego wina w rękach i z ciepłem drugiej osoby u boku, nawet deszcz się stara nie przeszkadzać, tylko dodać własną rytmikę do atmosfery miejsca.

A ta jest sielankowa.
Człowiekowi powieki kleją się ze zmierzchem i otwierają o świcie. Przeciąganie się jest raczej leniwym ruchem, a nie takim, który ma rozbudzać. Słońce wpada przez świetlik na środku, wiaterek chłodzi przez okienka, komary nawet nie gryzą. Dobrze jest.

Trochę na uboczu ale może warto

Oczywiście taka jurta to nie zabawa dla każdego. Ta konkretna była jakieś pięć kilometrów i od plaży i od miasta, więc trzeba mieć w głowie, że nie jest się we Władysławowie i pogodzić się z tym, że nad jezioro jest po prostu trochę dalej i że uda będą trochę piekły od pedałowania na rowerze. Chyba, że ma się autko, to wtedy nie pieką. Tak jakby co.

I nie, nie ma wbudowanej toalety, więc za potrzebą (kąpielową, czy też mniej romantyczną) trzeba udać się do domku obok.

Chociaż to chyba i tak mała cena, za romantyczno-mongolski (jakoś te dwa przymiotniki się nie łączą, co nie?) nocleg.

*Filip jest to imię pochodzenia greckiego, od słowa filihippos (kochający konie lub znawca koni). Tak, wiem, straszny żart. No ale czego się spodziewaliście?

Informacje praktyczne:

Rzeczoną jurtę znaleźliśmy na AirBNB. (kliknij tutaj) Znajduje się na prywatnym terenie, prowadzonym przez przemiło małżeństwo. Można się z nimi dogadać po angielsku, ale nadrabiają bardziej przyjaznym usposobieniem niż leksyką. Nie jest łatwo tam dojechać, a taksówki w Siofok są paranoidalnie drogie.

Siofók to miasteczko, w którym jest rzeczywiście niewiele, ale dzięki swojemu położeniu nad Balatonem właśnie ono jest drugim najpopularniejszym ośrodkiem turystycznym w tym kraju. A większość z przyjezdnych to Węgrzy, w odróżnieniu od Budapesztu.

Dlatego Siofók wygląda dokładnie tak jak sobie go można wyobrażać: jest jednym wielkim kurortem. Hałaśliwym, zatłoczonym i z namiotowymi sklepami. Potrafi w nim być fajnie, potrafi też być męczący. W zależności jakie wakacje ma się w planie.

Tuż nad jeziorem rekordy popularności pobija restauracja Calypso. Serwują tam fantastyczną przystawkę: pastę z bakłażana. Mocno czosnkowe, ale smakuje wybornie. Za to prawdziwą niespodzianką jest pierś z kurczaka w zasmażce z mango. Brzmi kosmicznie i wygląda jakby obcy wylądowali na talerzu. Za to smakuje całkiem dobrze. Knajpa ogólnie na plus jeśli chodzi o jedzenie. Jeśli chodzi o wystrój to jest po prostu knajpą w kurorcie.

Ceny 2020:

100 Ft = 1,26 zł

Jurta za 3 noce około 180 Euro
Taksówka z dworca pod jurtę: 26 Euro
Pociąg do Siofok między 2100Ft a 2500Ft
Kolacja w Calypso z przystawkami i 2 daniami głównymi ok 12000 Ft

Supermarket

Butelka wody 100 FT
Butelka wina 700Ft w zwyż
Ser 250 Ft
Szynka 300 Ft
Papryka 799 Ft za kilogram
Pomidory 600 Ft
Makaron 100 Ft

Węgry naprawdę mnie oczarowały, kliknij w któryś z tekstów poniżej a przekonasz się jak bardzo!

Autor: Beret

Autor bloga rzucajacberetem.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *