Kategorie
Rzucając w miejsca

Rzucając we Florencję

Florencja niewzruszona. Florencja jak gdyby nigdy nic. Florencja się nie przejmuje. Gdyby paliła papierosy to jak James Dean. W białym podkoszulku i lekceważeniem na twarzy.

9 min czytanka

Florencja! Firenze! Florence! Chociaż mi zawsze w głowie jakoś najbardziej siedzi takie z francuzka: flohąz!

Kurde to miasto ma splendor

Jeśli jakieś miejsce może być zalewane przez turystów dzień w dzień przez prawie cały rok, być obrośnięte przez pamiątkarskie stragany na dosłownie każdym rogu, oraz tak bezczelnie zdzierać dutki z każdego przyjezdnego, wiedząc, że ten i tak będzie zachwycony, to musi mieć splendor.

To nie jest łatwe zadanie. Takie potęgi jak Paryż nie zawsze potrafią mu sprostać.

Cóż to jest za widok z okna

Ba! Nawet w bitwie na syndromy to stolica Toskanii nad tą francuską góruje. Podczas gdy ten paryski jest związany z poczuciem dotkliwego zawodu, syndrom florencki (znany też jako syndrom Stendhala) to ten, który jest spowodowany obcowaniem z wielką sztuką i wielkim pięknem.

Tylko, że to miasto zdaje się wcale tym natłokiem piękna nie przejmować!

Florencja niewzruszona. Florencja jak gdyby nigdy nic. Florencja się nie przejmuje.
Gdyby paliła papierosy to jak James Dean. W białym podkoszulku i lekceważeniem na twarzy.

Z pychą, bo może

To jest dumne miasto. Ta duma jest jego siłą jak i podobno największą wadą. 

Coś w tym jest, bo chodząc jej ulicami uderza trochę jego impertynencja. Kamienice, które w każdym innym miejscu na Wschodzie i na Zachodzie, byłyby pod pełną przejęcia opieką konserwatorów zabytków, tutaj trochę się sypią. Z oświetleniem to w gruncie rzeczy jak im wyjdzie, ale jak nie wyjdzie to też nikt nie zdaje się płakać. Katedra, której fasada nadaje się na pracę doktorską, tak właściwie to nie jest eksponowana jakoś bardziej niż własnymi rozmiarami. Rzeźby przed Uffizi, których hiper-realistyczny wygląd byłby przekleństwem każdego człowieka na LSD, nie są wcale wyeksponowane, a raczej zostawione tam gdzie, akurat doszły z woźnym przed porą na obiad. A po obiedzie jakby już o nich zapomniano.

Tutaj jest tyle piękna, że nic tylko się nim chełpić.
I tyle w tym chełpieniu się jest arogancji, że to niedbałość zaczyna grać pierwsze skrzypce,
a renesansowy czar Florencji nabiera trochę innego, mniej korzystnego, znaczenia:

To miasto jest jak obrazy Rafaela, Leonarda, czy Botticellego – to jest piękno w czystej postaci: warsztat, styl, geniusz, perspektywa – wszystkie elementy zlewają się we wspaniałe dzieło. Stojąc przed ich ramami człowiek to wszystko widzi, ale dociera też do niego, że nie dane jest jego oczom zobaczyć ich w najpiękniejszym wydaniu. Kolory trochę wyblakły, trochę zszarzały, a wszystko zostało pod pyłkiem czasu.

We Florencji dzieje się dokładnie to samo, ten splendor jest tuż pod opuszkiem palca, zdaje się, że wystarczyłoby przetrzeć kurz, to tu to tam trochę doczyścić i już by się udało. Tylko jakoś to się nie dzieje, a człowiekowi pozostaje sobie wyobrażać jakby ono wyglądało w pełnej krasie.

I trzeba umieć to przełknąć, albo nauczyć się tym chełpić jak rodowity florentczyk.

Całe bogactwo il Duomo

Florencja jest świadoma swoich uroków. Wie, że na ludzi tutaj czyha wymyślony przez nią syndrom. Że dużo zrobią by dotknąć jej renesansowego piękna. Dotknąć ścian, których dotykały dłonie (miejmy nadzieję, że dłonie a nie inne członki) Wielkich Mistrzów. Sama katedra w jej sercu to skarb widoczny z daleka.

Pirackie mapy od lat uczą, że jak jest skarb to musi być palemka. A jak palemka to jest i kokos. I właśnie kokosy florentczycy na il Duomo robią. Dosłownie wszystko jest płatne. Wejścia na kopułę – 20 eurasków, na dzwonnicę – 17, do baptysterium następne 10, do muzeum 10. I cyk Dobre 50 Euro od głowy za sam kościół. Założę się, że w Licheniu z podziwem kiwają głową i dzwonią do księgowego, mimo, że niedziela.

Ale człowiek i tak pewnie się nie oprze. I tak zapłaci. Za il Duomo, nie za Licheń.
Bo jaki kraj takie też il Duomo.

Florencja w swoim tempie

Jako miasto jest taka w sam raz. Nie jest na tyle duża aby przytłoczyć, ani za mała żeby się nudzić. Pozwala robić wszystko w swoim tempie. Zajrzeć do galerii, do kościołów, a jednocześnie zaznajomić się z uliczkami i po jakimś czasie już się tak nie gubić, ale nadal odkrywając coś nowego.

Wiadomo, że jest tu mnóstwo do zobaczenia. Od rzeczy oczywistych jak Duomo i Ufizzi, po te mniej oczywiste jak kolekcje XIX wiecznych figur woskowych, czy zbroi rycerskich (ta jest podobno największa na świecie). Nie brakuje restauracji, budek z jedzeniem i pubów. Można oddać się zakupowemu szaleństwu w dzielnicy tuż za piazza della Repubblica, albo uciec tam do kina, które nomen omen wygląda pięknie. Jest też tutaj bibliotek do schowania się i poczytania na ich tarasach.

Co nie zmienia faktu, że i tak ląduje się co i rusz w tym samym miejscu gdzieś w trójkącie pomiędzy katedrą, mostem a podnóżami piazza del Michelangelo – i na podstawie tego w głowie powstaje mapa. Przynajmniej mojej.

Tak czy inaczej, to jak się sobie pozwoli na bycie we Florencji w swoim tempie, to bardzo szybko się z nią człowiek zaprzyjaźnia i czuje się bardziej i bardziej lokalnie mimo nieprzerwanej turystycznej tłuszczy na uliczkach, do której wszak i tak się należy.

2 Światy

Bo prawda jest taka, że to do tłuszczy się należy i to niezaprzeczalnie. A znając dumny charakter florentczyków przyjezdnym w ich oczach pewnie trudno z tej tłuszczy jest się wyrwać, nawet mieszkając tu przez wiele lat. Nie ma co się łudzić, że Florencję przeżyje się jak lokals, ale można sobie bezczelnie tych miejskich autochtonów popodglądać.

Peep show alla fiorentina dostępny jest w każdej chwili, wystarczy tylko oderwać wzrok od kamienic, nie rozglądać się przez chwilę za jakąś trattorią podającą makarony i odpuścić sobie zdjęcia pod kolejnym kościołem. Zajrzeć pomiędzy przyczepy ze skórzanymi torbami i odpuścić sobie przechadzki w kierunku Ponte Vecchio, trzeba zacząć wyglądać bram, bezceremonialnie zaglądać w okna (ale też z jakimś ludzkim wyczuciem, nie jak zwyrol i mając jakieś granice między ciekawością a prywatnością). 

Jak już się zacznie to jest łatwiej bo wzrok sam zaczyna odnajdywać tkankę życia taką jak kelnerzy w przerwie na fajkę, grupa dzieciaków na rowerach obalająca jakąś flaszkę i krzycząca do siebie, słychać odbijającą się piłkę, a co jakiś czas wystaje czyjś prywatny ogródek zbudowany z myślą o lokatorach kamienicy, a nie turystach.

Knajpy dzielą się na te zbudowane pod przyjezdnych, jak i te dla mieszkańców mniej gustowne, bardziej swojskie, z tanimi neonami i siedziskami, które pamiętają Włochy bez Berlusconiego. Przed naszymi oczami Florencja nie jest napuszoną ślicznotką, ale całkiem zwyczajnym miastem i ta jego zwykłość nałożona na tło renesansowej perły jest fascynująca.

Dzieciaki palące blanta w dziedzińcu kamienicy wciśniętej między dwie restauracje, lodziarnie i sklep najbardziej wbiły mi się w pamięć – blant z kolegami wygląda wszędzie tak samo, niezależnie od tego czy jest na ławce w parku, na nieczynnej budowie, placu zabaw czy w renesansowej Florencji.

3 kroki dalej zakochana para robi sobie selfie.
2 światy.
1 miasto.

Informacje praktyczne

Jeżdżenie:
Po Włoszech pięknie jeździ się samochodem, aczkolwiek niekoniecznie jest najbezpieczniej. I nie chodzi tutaj o niesławny dziki ruch uliczny w Neapolu, ani o wijące się górskie drogi, tylko raczej o to, że tu nawet autostrady potrafią być niebezpieczne: szybko się korkują, bywają stosunkowo wąskie i łatwo się zagapić, lądując w kufrze samochodu przed tobą. Ciekawostką jest zamiłowanie do samochodów na gaz, ale tłumaczą ją wysokie ceny paliw.

Jeśli chodzi o Florencję to jest ona względnie uporządkowana, chociaż ulice są tu wąskie i łatwo się zgubić i wziąć zły zakręt, żeby potem jeździć w kółko. Największą pułapką są strefy bez ruchu samochodami, które są włączane w zależności od dnia, mandaty horrendalnie wysokie, a znak zauważyć jest trudniejsze niż go przegapić.

My zostawiliśmy swoje auto na parkingu Park & Ryde przy ostatnim przystanku tramwaju i dalej pojechaliśmy komunikacją miejską. Rozwiązanie prawie idealne bo podczas pobytu w mieście auto nam się nie przydało, a nocując w centrum nie ma gdzie go zaparkować. Wadą było to, że w drodze powrotnej trafiliśmy na strajk tramwajarzy i na parking szliśmy z laczka.

Ceny 2021:


Nocleg w samym centrum (booking) Giulia House:  151EUR za dwie noce
Bistecca Fiorentina w Trattoria dall’Oste: 75 EUR za kilogram

Makarony: 10-25 EUR w zależności od miejsca

Wynajęcie Samochodu: żółty fiat 500L 502 zł (107 EUR)  za 3 dni
Drinki: 8-12 EUR

Albo w inne miejsca we Włoszech!

Autor: Beret

Autor bloga rzucajacberetem.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *