„Mają twarze zabijaków i gburów, patrzą spod byka i wydają się niemili.”
Notatki z pierwszych kilku dni pobytu w Gruzji nie wydają się zbyt pochlebne. Może dlatego, że spisywał je ktoś kto zaczytany w sielankowych opisach gruzińskiej gościnności, gdzie każdy dom stał niemal otworem i pachniał świeżo nagotowanym dla gości jedzeniem, a przed jego wejściem czekało wyjęte z obrazka małżeństwo, może trochę ubogie ale za to serdeczne.
Trochę to chłopomania, godna samego Wyspiańskiego. Ale co poradzić, gdy nawet najbliżsi znajomi opowiadają człowiekowi o tym jak to podkaukaskie drogi pełne są rąk gotowych do pomocy, bezdroża pełne ludzi o otwartych sercach i izbach, a plaże usiane bezinteresownością.
Z tym, że po wylądowaniu w Kutaisi w oczy rzucają się starzy ludzie chodzący zmarnowani po ulicach. Ogromni włochaci mężczyźni w koszulach rozpiętych do połowy klatek piersiowych i małe, zahukane kobiety niewidoczne w szarości budynków. Były tak niewidoczne, że wydawały się nie istnieć, a już na pewno nie mieć prawa głosu.
Szaruga ulic sprawiała, że ktokolwiek obcy, zbyt kolorowy, czy przesadnie uśmiechnięty stawał się ewenementem, osobą nieraz wytykaną palcami i wypatrywaną z zainteresowaniem podszytym czymś pomiędzy zdziwieniem, a pogardą. Uczucie zwłaszcza odczuwalne ze strony kobiet właśnie.
Trzeba się zagłębić, trochę w tą Gruzję zanurzyć
I chociaż brzydki to obraz nie pozostaje nic innego jak wejść w to głębiej, uzbroić się w życzliwość i rzucać uśmiechami. Ta obrośnięta legendami gościnność jak najbardziej jest prawdziwa. Trzeba Gruzinów poznać lepiej, poprzebywać trochę w okolicy, pokazać słabość, pozwolić sobie na to aby wyglądać na zagubionego, albo potrzebującego pomocy.
Wtedy rzeczywiście znajdzie się ktoś kto poda pomocną dłoń, poczęstuje przyjaznym spojrzeniem, postara się jak najuczciwiej pomóc, a i nawet potraktuje jak członka rodziny i upuści magii gruzińskiej gościnności. I cofa się słowa o zabijackich twarzach i “spojrzeniach spod łba”.
Chodzi o więzi
Bo jest to kraj niezwykle silnych więzi międzyludzkich. Przyjaźń oraz rodzina zajmują wyjątkowe miejsce w tutejszej kulturze. Dlatego tym, którym udało się zostać przyjaciółmi z okolicznymi ludźmi Gruzja oferuje niezapomniane wrażenia. Dla tych, którzy trzymają się z daleka, będzie to po prostu kraj jak każdy inny: z ludźmi pełnymi uśmiechu i życzliwości oraz z wszelkiej maści naciągaczami.
*A propos zdjęć na górze
Są to zdjęcia z panem obsługującym legendarne kolejki linowe w Cziaturze, który będąc absolutnie w sztok pijany nadal przewoził pasażerów. Ku naszemu przerażeniu, ale jak i potem uciesze! Skakał, tłumaczył nam coś i opowiadał zawzięcie po gruzińsku, domagał się odpowiedzi chociażby po polsku. Był on dla nas przeżyciem.
Informacje praktyczne
Gruzja jest bezpiecznym krajem, jak najbardziej i na dobrą sprawę ma się wrażenie, że jest bezpieczniejsza od Polski.
Królami naciągaczy pozostają oczywiście taksówkarze, których w Tbilisi warto sprawdzać na bieżąco z Google Maps albo inną nawigacją i nie bać się kazać im jechać krótszą trasą. Nawet jeśli nagle zapomną rosyjskiego języka, którym dwie minuty wcześniej tak biegle mówili. Nie warto też dawać się omamić taksówkarzom czekającym na lotnisku w Kutaisi. Dojazd do centrum Kutaisi nie powinien kosztować więcej niż 20 lari i gdy ktoś nie chce za tyle jechać wystarczy sobie odpuścić i iść do następnego kierowcy, a na pewno znajdzie się taki, który za tyle pojedzie, a nawet za mniej. Nie ma sensu przejmować się krzykami.
Inny rodzaj ludzi, którzy lubią sobie dorabiać na turystach to sklepikarze, którzy przeważnie nie mają cen na półkach, a jeśli takie mają to i tak lubią kasować za coś ekstra. Dlatego wartość własnych zakupów lepiej podliczyć przed podejściem do kasy i potem na spokojnie wskazywać co ile powinno kosztować.
Ludzie, których spotkaliśmy przez AIRbnb byli niezwykle mili, zwłaszcza nasi gospodarze z Kutaisi, którzy specjalnie dla nas wstali w środku nocy, żeby nas powitać oraz codziennie przygotowywali nam śniadanie, którego robić nie musieli. I chociaż ich gościnność nie równała się legendom z książek Pana Mellera, tak urzekła mnie ich szczerość. To co dostawaliśmy jako prezent było jasno określone jako podarek, to co było biznesem też było z góry zastrzeżone jako biznes.
https://www.airbnb.co.uk/rooms/17487407?location=Kutaisi%2C Imereti%2C Georgia&adults=4&s=tHyV2GfW
Moja obserwacja
Co do tej legendy o gruzińskiej gościnności i mojego lekkiego nią zawodu mam na to dwie teorie:
- Po pierwsze swoim wyglądem i zachowaniem prosiłem się o to, żeby raczej być widzianym jako bogaty dzieciak z zachodu gotowy do oskubania z $$$$$, bo jak traktować kogoś pofarbowanego na blond i wysiadającego z czarnej terenówki?
- opowieści Pana Mellera oraz Pani Dziewit sięgają czasów daleko sprzed popularności Gruzji jako celu podróży zagranicznych turystów. Jestem gotów zaryzykować teorię, że w tamtych czasach Pan Marcin był jedną z niewielu osób rzeczywiście zainteresowanych tym krajem, gotową zaprzyjaźnić się z ludźmi i był postrzegany sam jako ktoś niezwykły (kim zapewne jest) skoro już kilkanaście lat temu wolał podróżowanie u stóp Kaukazu niż wczasy na Fuertaventurze. Czym zapewne zdobył niejedno gruzińskie serce i otworzył niejedne drzwi, teraz zaś jest traktowany jako rodzina, a ta w Gruzji jest świętością. Może dlatego warto brać jego perspektywę “ze szczyptą soli” jak mawiają Brytyjczycy.