Jak dobrze, że się uśmiechasz!
Wjeżdżasz do Singhnaghi i się uśmiechasz. Nie wiem skąd przyjeżdżasz i ile krów zdążyło stanąć Ci na drodze. Nie wiem ile z tej “prawdziwej” wiejskiej i biednej Gruzji już udało Ci się zobaczyć. Podróżniku, liczy się to, że wjeżdżasz do Singhnaghi i się uśmiechasz!
Bo tutaj jest jakoś znajomo. Jest podobnie jak w małych miasteczkach Hiszpanii, Włoch, czy Francji. Już w drodze przed oczami wyrasta Ci malownicze wzgórze ukoronowane miasteczkiem, starymi murami i wąskimi uliczkami wewnątrz. Jest ono maleńkie, bo to zaledwie kilka ulic na krzyż, wybrukowane i poprowadzone wokół dwóch placyków. Nad nimi górują kamieniczki z rzeźbionymi gruzińskimi balkonami wystającymi zza rogów. Machają do Ciebie różnokolorowe okiennice i coraz więcej odnowionych zakątków. Czekają na Ciebie rzesze turystów i mnóstwo gościńców.
Ile magii zależy od gospodarzy!
Tak, Singhnaghi jest turystyczne. Może nawet bardzo. Może i żyje tylko z tego. Ale jest to mile widziane, bo jego mieszkańcy docenili wartość przyjezdnych. Nauczyli się, że turysta to jest przede wszystkim zarobek i że niewielkim wkładem energii oraz odrobiną szczerej życzliwości można zwojować jego serce. Coś co jest łatwo wymierne.
Zrozumieli to przede wszystkim Nato i Lado, właściciele jednego z tutejszych gościńców. To ich szerokie uśmiechy i łagodne oczy były inspiracją dla pierwszego zdania w tym tekście. Po przejechaniu setek kilometrów przy różnej pogodzie oraz z różnymi przygodami z lokalną ludnością ich serdeczność przyniosła nam mnóstwo słońca.
Oczywiście, że zależało im na tym, żebyśmy tam zostali, ale nie było w tym nachalnej chciwości, a proste gesty. Przeparkowali swój samochód na drugą stronę ulicy specjalnie dla nas, pokazali pokoje, opowiedzieli o tym co zobaczyć w Kakheti i ani się obejrzeliśmy już pękły kieliszki pełne czaczy, karafka pysznego domowego wina wylądowała na stole, a i nawet przygotowali dla nas coś do zjedzenia całym dniu podróży. I nie zawsze mieli dla nas czas, ale atmosfera serdecznej gościnności unosiła się na każdym piętrze ich domu.
Pomogli swojemu miasteczku i regionowi, w którym wytwarza się podobno najlepsze gruzińskie wina! I chociaż w samym Sighnaghi może nie ma dużo do oglądania, tak stało się ono świetną bazą wypadową do okoła regionu.
Informacje praktyczne
Warto mieć na uwadze, że ci Nato i Lado to też tylko ludzie i nie zawsze mogą mieć czas ani sposobność ku temu aby wykazać się aż taką życzliwością jaką nam się udało napotkać, jest jednak w tym domu jakiś dobry duch i sądząc po ilości pocztówek i pamiątek jakie mają na jednej ze ścian nie tylko my mieliśmy takie wrażenia z naszego pobytu. Oczywiście wszystko działa w obie strony, więc nie ma co wymagać od gospodarzy jakiegoś specjalnego traktowania jeśli samemu się nie wyciągnie do nich ręki.
Singhnaghi jest miastem brukowanym, ale bruk brukowi nierówny i jeśli ktoś nie ma auta o większym prześwicie wtedy może się tam zdarzyć dość niemiła niespodzianka.
Ceny 2018:
1 GEL= 100 tetri= ok. 1,7 PLN
Nocleg w pokoju dwuosobowym około 50 GEL (100 zł) za pokój.