3 stadia oświecenia
Trzeba będzie tu wrócić!
To zdanie mówi się ze złością, ze zrezygnowaniem, z sentymentem i z radością. Za każdym razem zupełnie szczerze i od serca. A kontrastujące emocje na myśl o powrocie na Wyspę Ognia i Lodu zmieniają się wraz z czasem i miejscem, w którym się je wypowiada.
K*#!a! Trzeba będzie tu wrócić! To jest wysapane na ostatnim oddechu, pełne furii, rzucone na odchodnym zdanie. Tuż przed lotem. Zaraz przed pożegnaniem.
Islandia jest intensywna, wyczerpująca i męcząca. Wychodzi pięknie na zdjęciach, gołoci portfel jak szajka Robin Hooda, odciska swoje podeszwy na zdrowiu i uczy, że unikanie WF-u w podstawówce to kosztowny błąd. Pogoda jest nieobliczalna do tego stopnia, że sami Islandorzy (sic!) mawiają “jak ci się na zewnątrz nie podoba, to poczekaj 15 minut”. Trzeba się liczyć z tym, że wiatr będzie zdmuchiwał gejzery jak sześciolatek świeczki na torcie, że mgła zasłoni wszelkie pocztówkowe pejzaże i że ktoś wyłącza światło zaraz po obiedzie, albo że noc wcale nie nadchodzi, a okulary przeciwsłoneczne nosi się tu o 4 nad ranem.
Potem nadchodzi zrezygnowane trzeba będzie tu wrócić! Takie wyszeptane z westchnieniem, kiedy już samolot oderwie się od pasa startowego w Keflaviku. Wtedy, kiedy ta nieokrzesana kraina znowu staje się maleńką wulkaniczną wyspą daleko na północy. Dreszcz przebiega po karku na samą myśl o powrocie, bo wiadomo jakim kosztem jest okupione oglądanie tego miejsca. Serce jednak mówi, że trzeba.
Kilka następnych dni przebiega w ciszy, w ciepłym i bezpiecznym domu. Dopiero z pewnej odległości mierzonej w kilometrach i w godzinach, gdzieś podczas porannego mycia zębów, czy podczas patrzenia na czajnik gotujący wodę na herbatę, do głowy zakrada się niespodziewana myśl. I ni z tego, ni z owego człowiek szepcze: Trzeba będzie tam wrócić. Na początku jest się zmieszanym. Ta myśl zakrada się tak niespodziewanie. Jeszcze niedawno marzło się pod Seljalandfoss, a życie rzucało piaskiem w oczy na Solheimasandur. Tego dnia zaś po raz pierwszy z sentymentem myśli się o powrocie za Reykjavik.
I ten sentyment rośnie z każdym dniem
Wiatr hulający w uszach idzie w zapomnienie, pamięć udaje, że nie wie co to zmarznięte dłonie. Zamiast tego przed oczami staje surowe piękno krajobrazu, kilometry pustych dróg pośrodku niczego, niedostępne góry i krystalicznie czysta, lodowata woda płynąca z jądra Ziemi. Któregoś dnia odkopuje się listę rzeczy do zrobienia na Islandii: zobaczenie wielorybów, podziwianie zorzy, zejście pod lodowiec, kąpiel w lodowatym morzu, relaks w dzikim termalnym źródełku, zakumplowanie się z maskonurem, przebolenie horrendalnej ceny za bilet na Blue Lagoon. Nie udało się ostatnim razem, więc trzeba będzie tu wrócić!
Niemal krzyczy się z radością.
Informacje praktyczne
Co ciekawe Islandczycy nie są potomkami Wikingów, a Skandynawskich farmerów, którzy to przed Wikingami uciekali. I chociaż byli to hardzi ludzie, zmęczeni trudami życia i nie rozpieszczani przez pogodę to pochodzą oni z innej części Nordyckiej kultury i warto o tym pamiętać i nie dać się zwieźć rogatym hełmom w sklepach z pamiątkami. Chociażby ze względu na to, że Wikingowie podczas walki nie nosili rogatych hełmów, tak jak husaria nie nosiła skrzydeł.
Z Polski lata się Wizz Airem z Gdańska, Wrocławia, Katowic i z Warszawy.
Samochód trzeba wynająć i kropka.
Więcej opowiem potem.
Ceny 2018
Piwo w pubie ok 1000 koron – około 35 zł
Paliwo około 250 ISK za litr- około 8zł/ litr
Magnesik na lotnisku między 700 a 1280 ISK – około 21-38 zł
Ciasteczka a la Delicje 198 ISK- około 6zł
Sok pomarańczowy 1l 187 ISK – około 5,60 zł
Mandarynki (w sezonie) 279 ISK/kg – około 8,50 zł
5 bułek z serem na wierzchu 459 ISK – ok 13,50 zł
Kamper dwuosobowy 38 000 ISK za 4 dni wynajmu (poza sezonem) – około 1230 zł
Ubezpieczenie od wszelkich uszkodzeń dodatkowo płatne przy wynajmie kampera (opcjonalne) 15600 ISK – około 500 zł
Loty z Gdańska: 109 i 116 zł.