-No ładna plaża…
-Nooo!
-…tylko psy.
-Co psy?
-Nic. Psy mi przeszkadzają.
-Psy Ci przeszkadzają?
-No.
-Ale psy?!
-No psy! Psy! Wszędzie psy! Pies psa goni. Psy się gryzą. Hordami za sukami biegają! PSY TU DUPAMI SZCZEKAJĄ!*
– Eee przesadzasz.
Oczywiście, że przesadzam
Nacpan jest reklamowana jako najładniejsza plaża w Azji Południowo-Wschodniej.
I to też jest przesada. Lecz nie znaczy to, że jest nieładna. Wręcz przeciwnie. Z dwóch stron spotyka się tutaj kilometrów piaszczystej plaży nad spokojnym, płytkim, jasno niebieskim morzem. Wszystko jest pocztówkowe. Jest kilka barów nad brzegiem. Kolorowe drinki. Boisko do siatkówki. Stoisko z masażem .Wszystko się zgadza.
Jest też taki bar, w którym niemal codziennie jest całkiem dobra impreza. Nazywa się Mad Monkey i łatwo tutaj coś stracić. Najłatwiej pesos z portfela kupując drinki Long Island. Z łatwością można stracić tu godność. Albo i chociaż głupie klapki. Można też wszystko na raz. Wiem, bo… kolega mi opowiadał.
A psy?
Są, bo w Nacpan za wyjątkiem plaży, kilku barów, trzech sklepów na krzyż i kościoła, to wszystko jest zbudowane chyba z dykty i daleko im do hoteli jakimi reklamują się na booking.com. Dlatego też biegają tutaj całe hordy bezdomnych psów. Wpadają bez zaproszenia pomiędzy turystów i całkiem poważnie się na siebie rzucają. Trzeba się jakoś do tego przyzwyczaić, bo inaczej Nacpan traci na całej swojej magii.
Błyskotliwa magia
I chociaż ciężko uwierzyć, że miejsce, które tak nie umie sprostać własnej reklamie, może mieć swoją magię tak potrafi zauroczyć.
Może to zaklęcie pierwszego razu, ale to właśnie na Nacpan, nocą tak usianą gwiazdami, że nareszcie od dawna widać było Drogę Mleczną, wbiegając do morza, kilka gwiazd zaczęło płynąć z nami w wodzie. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że nie jest to odbicie z ponad głów, a fluorescencyjny plankton, który zapalał się iskierkami za każdym ruchem ręki, nogi czy…owszem… ogona.
I tak Nacpan oczarowało.
Zupełnie przypadkiem.
Może i tanią sztuczką.
Ale jednak pełną magii.