Wszelkie podróże zapamiętuje się jedzeniem. Dlatego mam dla Was listę pięciu smaków, które mi będą kojarzyć się na długo, aż do zawsze, z Filipinami.
1. Ketchup z banana

Brzmi bardziej ekscytująco niż smakuje. Kojarzycie Ketchup Roleski? Stary “dobry” chemiczny smak stołówek na koloniach szkolnych? Dodajcie do niego trochę cukru, a wcześniej porzujcie i przełknijcie banana. Mniej więcej.
2. Balut – czyli jajko na bardzo twardo*
Niesławna potrawa znana w całej Azji Południowo-Wschodniej. Szesnasto (lub osiemnasto) dniowy zarodek kaczki (bądź kury). Ugotowany jeszcze w jajku i podawany na ciepło. Na tym starszym widać nawet włoski na małej kaczuszce. Przyznaję się, że bez alkoholowych wspomagaczy nie udało się tego przełknąć, ale jest odhaczone z listy. Smakuje jak rosołek z jajkiem na twardo i tylko to chrupanie główki i dzióbka jakoś nie w smak właśnie.
3. Suszone mango
Boskie!
4. Mieszanka sosu sojowego, cebuli i octu
To jest rodzaj sosu, który podaje się tutaj często z tradycyjną filipińską potrawą Adobo, czyli rodzajem marynowanego mięsa. Jest to słone, kwaśne i tak znajomo ostrawe, wszak cebula mi nie obca.
5. Chipsy bananowo-czosnkowe

Banan tę listę zaczął i banan skończył. Pierwszą przekąską jaką kupiłem na Filipinach były chipsy bananowo-czosnkowe. Nie mogłem się powstrzymać. W smaku były całkiem niezłe, chociaż czosnkowy posmak był strasznie mocny, a banan był zredukowany do nutki na podniebieniu. I tylko szkoda, że otworzyłem je w minivanie, w którym przez cztery godziny próbowałem prowadzić podryw. Przynajmniej na wpis się przydały…