Oczywiście, społeczeństwo jak to społeczeństwo są starzy i młodzi, ładni i brzydcy, głupi i mądrzy, ale jednak jest parę cech, które się powtarzają.
Przede wszystkim okazuje się, że Polacy i Argentyńczycy mają ze sobą dużo więcej wspólnego niż z krajami zachodnimi. Obydwa kraje nie są najbogatszymi, w obydwu co jakiś czas następuje kryzys polityczny, obydwa posiadają czarne lata swoich własnych historii, gdzie panowała tyrania i obydwa żyją pięknym snem o swojej zamierzchłej przeszłości.
No i Kościół.
I nie tyle pochodzenie dwóch papieży, co wpływ kościelnych instytucji na cały naród.
Europejskie korzenie to podstawa ich tożsamości. Przeciętny Argentyńczyk między „jak się masz” i „miło mi cię poznać” zdąży opowiedzieć o wszystkich swoich przodkach dwa pokolenia do tyłu oraz wyliczyć krewnych o polskim rodowodzie lub chociaż wymienić trzech znajomych, którzy takie korzenie mają.
Kontakty międzyludzkie to podstawa
Do Argentyny nie ma sensu jechać ze strefą komfortu, bo mnóstwo się dotykają, zawsze i wszędzie. Trzeba przyzwyczaić się do tego, że mężczyźni nie podają sobie ręki tylko całują się w policzek. Klepie się po plecach, głaszcze po głowach, obejmuje i łapie za ręce.
Do tego przeciętni ludzie po prostu kochają dźwięk swojego głosu. Wcinanie się to norma, ale przeważnie jeszcze mówi się „para, para, para” (zatrzymaj się, stop) „escucha” (słuchaj) „viste?” (widzisz) przez co dokończenie zdania potrafi zajmować piętnaście minut i trzeba nauczyć się zapamiętywać co się chciało powiedzieć. Inaczej się utonie.
To zamiłowanie do gadania rozwinęło życie towarzyskie pomiędzy przyjaciółmi i najbliższą rodziną. Spotkania w ponad dziesięcioosobowym gronie odbywają się w każdy weekend, domy zawsze są otwarte na znajomych i wpada się na pogawędkę od tak, nie pukając nawet do drzwi, po prostu wchodząc.
Inną niesamowitą rzeczą są emeryci. Biedni, pomarszczeni, siwiutcy emeryci. Zobaczenie starszej pani, która najgorszymi inwektywami, jeśli nie mięsem obrzuca taksówkarza, czy kierowcę autobusu to norma. Emeryci tańczą tango co najmniej raz w miesiącu i robią to świetnie, jakby zwarcie w rozrusznikach serca elektryzowało całe ich ciała. I podczas co tygodniowych asados to oni prowadzą najbardziej zażarte dyskusje, przygotowują mięso i dolewają wina. Tli się w nich wiele życia i ciężko tego nie pokochać.
Rasizm i ksenofobia – tutaj też żyją
Będąc jasnookim blondynem jest się jak w raju. Ludzie zaczepiają na ulicy, niosą pomoc i zostawiają swoje maile lub zaproszenie na Facebooka. Serdeczność i uśmiech towarzyszą niemal na każdym kroku, chociaż jest się też świetnym celem dla kieszonkowców i drobnych złodziejaszków.
Jednak ich zachwyt nad Europą ma granice, bo wszystko co argentyńskie jest najlepsze: futbol, służba zdrowia, kobiety, jedzenie, pisarze, kultura i miasta.
Lecz tylko konkretna wizja Argentyny jest najlepsza. Ta biała. W życiu publicznym Indianie nie istnieją. W parlamencie prawie nie ma ich przedstawicieli, w stolicy mówi się na nich z pogardą „Boliwianie” lub po prostu (o ironio!) „imigranci”, którzy rujnują im życie. Przez to wmawianie na siłę wyższości Argentyny nad każdym innym państwem zaczyna się na nich patrzeć negatywnie i zaczynają tracić, a szkoda.
Jest się o co kłócić
Polityka, różnice rasowe, piłka nożna i homoseksualizm to tematy, o których rozmowa przypomina rozbrajanie miny przeciwpancernej- tutaj też ma się tylko jedno życie. I przy każdym najmniejszym błędzie cały stolik potrafi wybuchnąć, a poziom decybeli podczas kłótni o politykę potrafi ogłuszyć.
Mówią sami o sobie, że najlepszym zobrazowaniem społeczeństwa Argentyny jest sposób w jaki prowadzą samochody. Pełen hałasu i trąbienia. Krzykliwy i z niebezpiecznymi manewrami, bez patrzenia do przodu ani na BHP. Ale jednocześnie jest to jazda porywająca, rozrywkowa i o dziwo spójna. Niekoniecznie można to zrozumieć, ale na pewno da się do tego przyzwyczaić i nie brak przy tym zabawy.
Najlepiej wskoczyć i dać się porwać.
A Argentyna ma dużo do zaoferowania.
Kliknij w któryś z poniższych tytułów jeśli mi nie wierzysz^^