Kategorie
Rzucając w miejsca

Rzucając w Malasañę

Zapraszamy do Malasañi, czyli najbardziej wyluzowanej dzielnicy Madrytu. Jej hipsterska tradycja sięga głęboko w miejską historię.

4 min czytanka

W Madrycie łatwo natrafić na szczyty niepoprawności. Jest takie miejsce gdzie trzy bary mają ogródki otwarte na plac zabaw, na którym za dnia bawią się przedszkolaki, a wieczorami zbierają grupy trochę większych dzieci, siadają trzymając szklanki, kubeczki i skręty w rękach.  Lecz w żadnej mierze nie jest to złe miejsce, a wręcz przeciwnie warto tam zajrzeć.

Drzwi do Narni są tuż za Primarkiem

To miejsce to serce Malasañi, czyli najbardziej wyluzowanej dzielnicy Madrytu. Jej hipsterska tradycja sięga głęboko w miejską historię. Już w XVII w. pewien markiz chciał zakazać noszenia charakterystycznych cylindrów i płaszczy twierdząc, że są one świetną przykrywką dla wszelkiego rodzaju przestępców. Dość powiedzieć, że jego pomysł był niepopularny. Tak właściwie to zakończył się ulicznymi zamieszkami. Kilkudniowymi.

Teraz jest to miejsce, które zaczyna się tuż za Primarkiem, przy Gran Víi. Za dnia chodzi się tutaj robić modne zakupy i można dostać wszystko: staniki z chupa chupsami, bokserki z Matką Boską, czy skarpetki z 2paciem. Oczywiście nie za darmo, ani nie za pół ceny- to jest miejsce na zakupy dla tych, których na to stać. Za dnia dzielnica nie robi wielkiego wrażenia, tutaj zaczyna się dziać dopiero w weekendowe noce.

Wtedy jest naprawdę tłoczno, a ciepłe wieczory pomagają w chodzeniu jej wąskimi uliczkami. To jest dzielnica ludzi, którzy przychodzą się pokazać, więc zamiast klubów nocnych jest mnóstwo pubów, restauracji i fast foodów, a wszystko musi być jak najbardziej oryginalne i pasujące do podartych jeansów i cas’ów na iphona.

Dzielnica gdzie starzy przyciągają młodych

Co nie znaczy, że jest to miejsce gdzie przebywają ludzie tylko przed trzydziestką. Wręcz przeciwnie: najpopularniejsze miejsca to ciasne puby, od dziesięcioleci mieszczące się w tych samych lokalach, za których barami od początku stoją ci sami ludzie. Jedna z najlepszych knajp z vermuthem w Hiszpanii znajduje się w niepozornym lokalu Casa Camachu. Jest to pub mniejszy od salonów niektórych mieszkań, gdzie żeby przejść do będącej na tyłach toalety, trzeba kucnąć pod ladą sprzedawcy. Właściciel to postać niemal wyjęta z legend o kastylijskich barmanach. Starszy Pan w okularkach, który musi pogadać z każdym klientem, a jeśli zobaczy, że to kobieta płaci za drinki sparaliżuje on jej partnera wzrokiem bazyliszka.

Takich miejsc są krocie i ich popularność jest tak duża, że bardzo często przed ich drzwiami będzie stał ochroniarz i tamował ruch, gdy w środku robi się zbyt tłoczno.

Jest gdzie jeść – tylko mały przykład

Nie brakuje tu miejsc z genialnym jedzeniem. Jednym z ciekawszych jest pizzeria El Cambalache. Tak, nazwa jest inspirowana słynnym tangiem Carlosa Gardela, bo jest to miejsce z argentyńską pizzą. Z tym, że jest zupełnie inna niż te w Argentynie i niż jakakolwiek inna, którą zdarzyło mi się próbować. A  najlepszą dla niej recenzją są kolejki wijące się przed wejściem.

Gdy już jest się porządnie głodnym i uda się dosłownie wypchnąć z knajpki człowiek siada na placu zabaw, wpija zęby w trójkątny kawałek ciasta z serem i myśli sobie, że dobrze jest być hipsterem z Malasañi.

Chociażby na jedną noc.

Ciekawostki

Malasaña to przede wszystkim styl, ale nazwę zawdzięcza Manueli Malasañi Oroño, czyli siedemnastoletniej dziewczynie, którą zabili napoleońscy żołnierze. O to jak umarła do dzisiaj toczą się spory, ale faktem jest, że podobno żołnierzom nie popuszczała  i kilku zabiła nożycami, czy nawet strzelając z balkonu. W każdym razie miała temperament, tak jak dzielnica jej imienia.

Ceny 2017

Kawałek pizzy ok €5
Vermuth, szklanka  ok. €3,60- €5

Hiszpania ma o wiele więcej do zaoferowania. Sprawdź poniżej

Albo może w inne miejsca

2 odpowiedzi na “Rzucając w Malasañę”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *