Kategorie
Rzucając w miejsca

Rzucając w La Boca

La Boca to jest portowa dzielnica włoskich imigrantów, gdzie otworzono pierwszą pizzerię, stworzono tango, założono najsłynniejszy klub piłkarski Ameryki i zapoczątkowano modę na pstrokate budynki pokryte falą dachową wszędzie tylko nie na dachu.

5 min czytanka

Papież

Bóg

Mural ku czci Matek z Plaza del Mayo

Piekarnia

Podpis i dedykacja od samego Il Duce

Wielkie miasta mają swoje legendarne niegdyś brudne, a dziś bogate dzielnice, gdzie pośród biedoty rodziła się tożsamość całej aglomeracji, a Buenos Aires ma La Boca, która wcale nie chce się zmieniać, dalej jeży włos na karku. Surowo i niebezpiecznie.

La Boca to jest portowa dzielnica włoskich imigrantów, gdzie otworzono pierwszą pizzerię, stworzono tango, założono najsłynniejszy klub piłkarski Ameryki i zapoczątkowano modę na pstrokate budynki pokryte falą dachową wszędzie tylko nie na dachu.

Jak to portowe dzielnice, La Boca zawsze była brudna, brzydka i niebezpieczna. Zdominowana przez mężczyzn, pełna spelunek, barów i burdeli, to w nich szukający kobiecej czułości mężczyźni stworzyli tango. Zanieczyszczona przez stocznie i portowe odpadki do teraz śmierdzi, a jej dwa wielkie mosty nie mają w sobie wiele z romantycznego nastroju. Taka obdrapana i brzydka pozostawała, dopóki pewien rodzimy artysta nie przekonał mieszkańców do nadania ulicom koloru. Dosłownie.

Quinquiela Martín, czyli człowiek, który nadał kolorytu

Quinquiela Martín to malarz, który wyrósł w tej portowej dzielnicy i nigdy jej nie opuścił. Uprawiał sztukę zaangażowaną w życie swojej małej ojczyzny. To dzięki jego pomysłowi powstała najsłynniejsza część Buenos Aires, z pstrokatym deptakiem Caminito. Kolory użyte do ozdobienia kamienic też nie są przypadkowe, pomalowano je resztkami z farb używanych do wykańczania statków w lokalnych stoczniach. Przez to budynki nie są jednolite, a napaćkane różnymi, niewspółgrającymi ze sobą barwami.

Quinquiela Martín to też był ciekawy charakter, nie tylko ze względu na zamiłowanie do jaskrawych kolorów, także we własnym domu, które obecnie jest muzeum. Syn włoskich imigrantów oprócz społecznego zaangażowania darzył dość dużym szacunkiem (żeby nie powiedzieć uwielbieniem) Benitto Moussoliniego i to z wzajemnością, o czym świadczy zdjęcie faszystowskiego Il Duce na honorowym miejscu w domu. Zdjęcie u góry jest opatrzone wyraźnym napisem „original” żeby nikt nie zwątpił. W jego atelier-muzeum można podobno znaleźć jedne z najlepszych zbiorów argentyńskiego malarstwa, które tak na prawdę są mikroskopijne. Aż nie chce się wierzyć, że nie powstało nic więcej.

To jaka jest ta La Boca?

Ta dzielnica jest tandetna, miejscami brudna, czasem straszna i… niesamowicie urokliwa. Potrafi być w swoim paskudztwie i kiczu prześliczna. Jak zaklęte drzewo posiada własną magię przenikającą przez ściany kolorowych domów. Kolorowe schody i balkony, tęczowe żarówki i suszące się pranie tworzą prawdziwy i niepowtarzalny pejzaż, aż trudno odróżnić co wisi dla ozdoby a co wisi ze względów praktycznych. Warto zaglądać do małych dziedzińców, które kryją w sobie tandetne sklepy pamiątkarskie godne Krupówek jak i fantazyjnie pomalowane arkady, a i nawet sceny, na których doświadczony życiem dziadek gra tango na wysłużonym bandeonie, czyli dłużej już nie produkowanym typie akordeonu. Najwygodniej wtedy usiąść na schodkach i dać się ponieść tango, patrzeć jak słońce bawi się tymi kolorami, gdy ma się możliwość, porozmawiać z tym domorosłym muzykiem, który jeśli nie techniką to duszą obdarza muzykę geniuszem. La Boca ma coś w sobie. Ma pary tańczące tango na ulicy i to może tylko dla turystów, chociaż gdy tańczą to turyści mogliby nie istnieć, bo tango ich pochłania, aż do ostatniej pozy, aż do zdjęć.

Legendą dzielnicy jest klub piłkarski Boca Juniors. Jeden z niewielu nieeuropejskich klubów piłkarskich, o których niemal każdy kibic słyszał. Tutaj grał legendarny Maradona, to tutaj znajduje się jeden z najsłynniejszych stadionów świata La Bombonera, miejsce buzujące energią, pasją i niemal religijnym oddaniem. Ciekawostką jest, że Boca Juniors ma barwy żółto niebieskie dlatego, że nie mogąc znaleźć kompromisu pomiędzy różnymi frakcjami w klubie uznano że najlepszy będzie przypadek. W ten sposób wszyscy zgodzili się, że klub przyjmie barwy flagi pierwszego frachtowca, który przepłynie pod portowym mostem. A zrobili to Szwedzi, którzy w ten sposób oprócz rozgrabienia Polski i dania światu zespołu ABBA, także nieświadomie zadecydowali o kolorach klubu Boca Juniors. Ikea powinna starać się o przywilej bycia ich sponsorem. Jednak wizyta w dzielnicy podczas meczów jest przeżyciem doprawionym o poczucie grozy.

La Boca zachowała swoją dziewiczą dzikość. Ten charakter stwarza kolejne kontrasty, które są specjalnością Argentyny. Jedną jej twarzą jest legendarna dzielnica, kulturowe źródło i tożsamość kraju, miejsce, w którym narodziło się Tango i legendarny klub Boca Juniors, masowo odwiedzane przez turystów. A jednak z drugiej strony mamy dzielnicę wiecznie ubogą, dość brudną i niebezpieczną, gdzie robiąc zdjęcia czuje się na plecach oczy ulicznych rzezimieszków.


La Boca to fascynujące miejsce, ale nie jedyne jakie warto zobaczyć w Buenos Aires i Argentynie.
Kliknij w którychś z poniższych linków, żeby się przekonać!

Albo może w inne miejsca:

W odpowiedzi na “Rzucając w La Boca”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *