Oho! Czyli jednak jestem odrobinę pijaniutki.
Taka myśl uderza razem z czkawką, gdy czeka się na odjazd z miasta, w którym wino zalewa ulice częściej niż deszcz.
To miasto to chyba najlepszy dowód na to, że atmosfera i klimat miejsca są niezależne od jego wyglądu, one muszą czaić się gdzie indziej, jak wiewiórki przy żołędziach.
Co tu właściwie oglądać?
Zabytków prawie zero, kościoły to tylko modlitewniki, budynki, które jakkolwiek się odznaczają to na palcach jednej stopy można policzyć.
Andy to region niezrównoważony tektonicznie, nigdy nie wiadomo, kiedy akurat całe miasto zostanie zmiecione z powierzchni ziemi. A zdarzyło się to tutaj kilka razy, obdzierając renesansową Mendozę z pięknych szat.
BYOB po Mendozku (Mendozowemu?)
Jednak okazuje się, że nowy plan urbanistyczny miasta jest w gruncie rzeczy bardzo użytkowy. Powiedzmy, że ekipa projektantów z IKEA zaklaskałaby temu projektowi. Budynki są niskie, a wokół wybudowano liczne place, tak aby mieszkańcy mogli się zebrać w miejscu gdzie żadna cegła nie spadnie im na głowę i dzięki temu zmniejszyć statystyki zabitych przez fale sejsmiczne. Proste.
Tutaj na kolację można przyjść z własną butelką i wypić ją bez problemu w restauracji, dopłacając może za kieliszki. Warto zajrzeć też do knajpy Beirut. Zyskał też dzięki kwiatom i przemiłym kelnerkom i Diego Maradonie łypiącym w toalecie. I oczywiście zachęca jedzeniem. Na śniadanie croissant z szynką i serem oblany słodką polewą. I do tego chyba najlepszy sok z limonki, mięty i imbiru. No i butelka czerwonego wina była tańsza niż jego dwa kieliszki. Do tego picada, czyli deska szynek, serów, oliwek i kurczaka.
W końcu przyjeżdża się tutaj trochę sobie łyknąć
W regionie najbardziej kuszą winiarnie. Aby je zwiedzić wynajmowanie samochodu odpada, chyba, że ktoś się poświęci i nie będzie degustował wina, ale to się mija z celem. Program winiarnia na rowerze jak dla mnie jest turystycznym oksymoronem, bo albo zdrowy tryb życia, albo pełna degustacja wina, które może się przerodzić w degustację w ilościach hurtowych tudzież chlanie. Taksówka też odpada, bo to po prostu marnotrawstwo pieniędzy, które można było przeznaczyć na jeszcze jedną butelkę podczas degustacji. Odpowiedzią jest wycieczka zorganizowana. Odbierają, zawożą i odwożą, czyli się nie martwimy. No i najlepsze: w busiku będą inni. A alkohol jak to alkohol- dusza towarzystwa. Pierwsza degustacja i wszyscy już się z ochotą sobie przedstawiają, druga degustacja i już się wszyscy dobrze znają, trzecia degustacja i już się planuje wspólne wyjazdy. Oczywiście z łatwością wpada się na pomysły, aby degustować na własną rękę, w busiku między jedną winiarnią a drugą.
….no dobra, nie tylko pić…

Drugim, równie istotnym punktem wyjazdu w okolice Mendozy są Andy oraz najwyższy szczyt na zachodniej półkuli Aconcagua . Tutaj na odwrót: lepiej oszczędzić sobie robienie z siebie leszcza i wykupywania zorganizowanej wycieczki, wystarczy zwykły bilet autobusowy przez drogę nr 7, jedną z najpiękniejszych na świecie. To zaraz przy niej znajduje się wejście do Parque de Aconcagua, obok serpentyną wije się rzeka río de las Cuevas, której brudnoczerwony kolor przyprawia o dreszcze.
Okazało się, że ten kolor to sprawka tlenku żelaza, tego samego, który zabarwia naszą krew. Brak roślinności i zimny wiatr na wysokości ponad 3000 m sprawiają, że droga nr 7 zdaje się oddawać prawdziwe, majestatyczne ale i groźne piękno Andów. A i towarzystwo bezpańskiego psa zapatrzonego w krajobraz i rozkładające się truchło konia dodają trochę niespokojnego uroku.

Kończy się tu z nosem przyklejonym do szyby.
W Andach należy zostać aż do zachodu słońca. Wtedy niebo zamienia się w fioletowe, potem w pomarańczowe niczym rozgrzany piekarnik, a na koniec gaśnie atramentową ciemnością.
Rady praktyczne:
Na zwiedzanie autostrady nr 7 najlepiej wypożyczyć samochód jeśli jest się w grupie 3-5 osób. Jeśli nie, to absolutnie najtańszą opcją jest kupienie biletów autokarowych. Dojeżdża się do miasta Uspallata i stamtąd szuka się połączeń do Las Cuervas i innych miejscowości przy autostradzie nr 7.
Autostop jest wykonalny, ale trzeba mieć serce odporne na klaksony mijających cię rozpędzonych ciężarówek. Rzecz, do której nie da się przyzwyczaić, nieważne ile razy by to zrobili zawsze każdy włos na ciele zaczyna się jeżyć.
Ciekawą opcją do wykupienia jest jazda konna po okolicy zakończona podziwianiem zachodu słońca i jedzeniem tradycyjnego Asado.
Wycieczki wykupuje się w hostelach
Ceny 2016:
Bilety autokarowe Buenos Aires- Mendoza 800-1500 pesos (ok 200- 370 zł)
Croissant z szynką i serem w Beirut ok. 35 pesos (8,5 zł)
Picada ok 150 pesos (ok 37 zł)
Vino turistico w restauracji Beirut ok 70 pesos (ok 18 zł)
Kieliszek wina czerwonego około 40 pesos (10 zł)
Bilety Mendoza- Uspallata ok 75 pesos (ok 19zł)
Wycieczka wokół winiarni od 500 do 1000 pesos (125-250zł) zależy od opcji, którą się wybierze czyli ilości winiarni, czy robi się to na rowerze, czy jedzenie jest wliczone w koszta itd.
Wycieczka w Andy busikiem około 640 pesos (210 zł)
Butelka wina w winiarni 80-200 pesos (20-50 zł)
Hostele ok 150 pesos za noc (ok 37 zł)
Mendoza jest piękna ale to nie jedyne co Argentyna potrafi zaoferować!
Kliknij, w któryś z poniższych linków jeśli mi nie wierzysz!
W odpowiedzi na “Rzucając w Mendozę”
[…] No właściwie to straszą tylko turystów, a wojnę to raczej mają jedynie butelkową z Mendozą (z kim? klknij) o to kto jest lepszy. Ze względu na charakterystykę deszczy w okolicy, co noc […]