Kategorie
Rzucając w miejsca

Rzucając w Cafayate

Cafayate to miasteczko położone w Andach o zadziwiająco prostokątnym układzie ulic. Tu chmury przepędza się bombami, a wino smakuje wyśmienicie.

5 min czytanka

Buuum! Matko święta! Wojna!

No tak, czyli w zamian za ostatnie dwa dni wysadzą mnie w powietrze. Śniadanie pod winoroślami, kąpiel w górskim wodospadzie, darmowe degustacje w winiarniach, smaczne piwo i upał. Wszystko pójdzie z dymem.

Cafayate to miasteczko położone na wysokości 1700 m.n.p., o zadziwiająco prostokątnym układzie ulic, takim 10 na 15. Na ścianach budynków jest mnóstwo murali i pieśni, gdzie miasteczko jest ich głównym bohaterem. Potem te pieśni można w lokalnych peñach usłyszeć. Otoczone winiarniami i to nie słynnej odmiany Malbec, tylko białego Torrontes.  Jest to słodkie wino o owocowym zapachu. Wewnętrzny kiper podpowiada, że w upalik, na hamaczku podjeżdża gładko. Zwłaszcza gdy kosztuje 8zł za butelkę.

Owszem jest tutaj turystycznie, ale nie nachalnie. Po prostu ludzie żyją z turyzmu, jednak nie z obdzierania gringos. Czas rozmywa się tuż nad ulicą, tak jak rozgrzane górskie powietrze. Przyjeżdżając z Salty (skąd? kliknij) widzi się pasące się konie, krowy chodzące parami, górskie kozice i te uwielbiane przez wszystkich lamy.

Krajobraz jest spalony słońcem, z ogromnymi kaktusami stojącymi na warcie przy drogach. Formacje skalne stworzone przez erozję, wyschnięte rzeki i poplamione na zielono góry, których zielonkawość zależy od pory dnia. Świat zmienia się ze słońcem, jak opalenizna na plecach.

O! I znowu wino!

Potem pojawiają się rzędy winorośli i zaczyna się saltański szlak winny. I to oni, złoczyńcy dzieci straszą, wojny zaczynają! No właściwie to straszą tylko turystów, a wojnę to raczej mają jedynie butelkową z Mendozą   (z kim? klknij) o to kto jest lepszy. Ze względu na charakterystykę deszczy w okolicy, co noc producenci win wyrzucają w powietrze rodzaj fajerwerków. Te huczące petardy mają rozganiać chmury, tak aby się nad Cafayate nie kumulowały. Przez to nie ma tutaj opadów, słońce tuczy winogrona, a winorośle podlewa się górską wodą.

Pełnia sielskości

Miasteczko, czyli pueblito, żyje właściwie wokół jednego placu, nazwanego oczywiście San Martín. W dwóch rogach banki, a pomiędzy nimi wymownie stoi kościół. Tuż za rogiem jest zakurzony sklepik z przyprawami, który nazywa się „la ultima pulpería„, w środku pachnie suszonymi owocami i przyprawami, a wystrój zupełnie niezamierzenie przypomina wnętrze wiatraku, z wszechobecnym białawym pyłem. Tutaj można kupić liście koki, aby je sobie pożuć.  Przy ulicy za to sprzedaje się wypiekane nad grillami podpłomyki, suche albo z serem.

Można wypożyczyć rower i zrobić pięćdziesięciokilometrową trasę z Gardła Diabła, czyli skalnej formacji niedaleko. Można też zawędrować do miejsca zwanego Conches, aby zobaczyć zabarwione na pomarańczowo, pustynne krajobrazy.

I cyk pod wodospad!

Jednak gdy żar leje się z nieba człowiek najchętniej by się w czymś zanurzył. Do tego służą 7 cataratas, czyli półtorej godziny wędrówki w górach, przez trawy i strumienie, na przestrzał przez jaskinie, aż na wysokość dwóch tysięcy metrów, gdzie czeka wodospad i jego naturalny basen. Kaktusy wokół już niejeden męski pisk musiały tam słyszeć, bo woda mrozi krew w… wszędzie mrozi.

Hostel, w którym dobrze zostać

Oczarowuje tutaj nie tylko klimat tego miejsca, ale zwłaszcza hostel „Lo de chi chi” i jego właściciel Luiz. To jest barwna postać, która czeka z ulotkami na turystów już w hali dworca i który za wszelką cenę chce cię zatrzymać u siebie. Już pierwszego dnia zalewa cię informacjami o tym co robić, gdzie iść i co jeść. Hostel jest jego domem, a on sam stara się każdego gościa jakoś zapamiętać. Ten hostel ma winorośle pod którymi się je śniadania i wspólnie gotowane kolacje, ma hamaki z widokiem na góry i ognisko gdzie się ludzie wieczorami zbierają, grają i śpiewają.

Lecz i te noce się kończą i wina już w butelce nie ma. Księżyc świeci tak jasno, że żadnego światła więcej nie potrzeba i góry się wychylają gdzieś za ogródkiem, a Cafayate zasypia.

I człowiek razem z nim.

Porady praktyczne

Lepiej wziąć wygodne buty, górskie trekkingowe nie są potrzebne, ale wygodne adidasy będą niezastąpione.

Winiarnie zamykają o 18 i trzeba mieć to na uwadze.

Większość miejsc ma siestę, więc po południu lepiej się przespać, niż na darmo czegokolwiek szukać.
Warto zaopatrzyć się w owoce w sezonie letnim, bo są tanie i naprawdę smaczne,

Treba mieć ze sobą dużo gotówki
Ludzie wędrują na
7 cataratas samemu, przy wejściu trzeba się zapisać w zeszycie wizyt. Jednak przewodnik nie kosztuje zbyt wiele, odbiera cię z hostelu i urodził się i wyrósł w górach, bo jest indiańskim potomkiem. Warto się zdecydować na wyjście z nim, bo droga wcale nie jest oczywista i łatwo o zgubienie się, lub o naprawdę głupi wypadek. A lepiej się ześlizgiwać do wodospadu.

Ceny 2016:

Bus z Salty do Cafayate 195 pesos
Nocleg w hostelu 120 pesos
Wycieczka z przewodnikiem do 7cataratas 230 pesos
Butelka wina GatoFlore 115 pesos, ale to jest biały, słodki Torrontes.
Butelka wina Domingo Hermanos 34 pesos i to wino mi najbardziej smakowało
12 empanadas 70-120 pesos, zależy gdzie się kupi
Sweter z wełny z alpaki 360 pesos
Podpłomyki 10-15 pesos

Cafayate jest luuuuźne, ale to nie jedyne co Argentyna ma do zaoferowania.
Nie wierzysz mi? Kliknij, w któryś z poniższych tytułów.

Albo może w inne miejsca:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *