Słowem Rzucając w Koniec Świata.
Atmosfera końca świata łaskocze po żebrach razem z przenikliwym wiatrem z Antarktydy. Tutaj wszystko wydaje się ekscytującą eskapadą, a przez to zapomina się, że to jest bardzo normalne ludzkie siedlisko.
W mieście Ushuaia jest główna ulica San Martín, są tu bankomaty, które nie zawsze działają, siłownie i szkoły. Jest profesjonalna drużyna rugby i maleńki stadion piłkarski. Kluby nocne też są i mają się całkiem nieźle, a poczta przynosi przesyłki codziennie, z wyjątkiem niedziel. Sklepy i restauracje popołudniami zachęcają klientów do opuszczenia lokali, a i tak już senna miejscowość idzie pod kocyk, poczytać przy ciepłej herbacie. A wydawałoby się, że do miejsca gdzie słowo upał nie istnieje, słowo siesta nigdy nie dotarło. Nic bardziej mylnego. Wtedy zziębnięci i głodni turyści patrzą na królewskie kraby w oknach, główną kulinarną atrakcję Ziemii Ognistej.

Rozwój dzięki więzieniu
Miasto rozwinęło się dzięki anglikańskim misjom ewangelicznym i więzieniu, co zapewne z łatwością się łączyło. Niewielu udało się z niego uciec, a tego, któremu się udało pamięta się do dzisiaj. Jedna z rzek nosi jego imię: río Pipo, bo podobno więzień o tym imieniu uciekając przepłynął ją wpław. Później pojawiły się fabryki a z nimi falami przybywający nowi osadnicy. Przybywa się tu często samemu, często z wielkich i dusznych miast Ameryki Południowej i równie często się stąd wyjeżdża. Niekiedy kilka razy w ciągu jednego życia. Tutaj tylko ośnieżone szczyty, turkusowo-granatowy kanał i niektóre puby w drewnianych domkach są wieczne. I miłość ludzi, którzy chociaż raz tutaj żyli.
Klimat końca świata
Może dlatego się tutaj nie hałasuje, podróżuje się stopem i zbiera się śmieci ze szlaku. Klimat końca świata sprzyja najbardziej ludziom, którzy lubią chodzić swoją drogą. Tutaj na szlakach łatwo się zgubić, nawet dobrze je znając, ale pomimo to i tak się chodzi, a kobiece imiona szczytów oswajają człowieka z Andami. Można się wspiąć na jeden z kilku lodowców, albo spacerować brzegiem morza, gdzie skały mają turkusową poświatę. Je się tutaj dobrą czekoladę rozpuszczającą się z ustach, pije piwo warzone według najlepszych niemieckich tradycji i marynuje się pomarańczową hubę drzewną.
Miejsce, gdzie drogi się kończa

Park Narodowy to jeden z tych gdzie konie uważa się za największe szkodniki, bo uciekają ze swoich obór i zjadają z trudem rosnące patagońskie rośliny. Na odchodnym zostawiają tylko odchody. Na drzewach rośnie porost zwany brodą starca.
Tak naprawdę to ten park trzeba przejść aż do końca, aż do miejsca gdzie kończy się Ruta 3, czyli droga prowadząca z Alaski aż po Ziemię Ognistą, bo to jest jego najbardziej ekscytująca część: wiedzieć, że jest się w miejscu gdzie ciągnąca się przez ponad siedemnaście tysięcy kilometrów trasa już nigdzie dalej nie prowadzi. Chodzi się po błocie, korzeniach drzew i zapadającym się mchu. Skacze się z kamienia na kamień i przechodzi przez górskie strumienie. Czasem dociera się na samotną plażę, gdzie sokoły szybują nisko nad głowami. Czasem dociera się nad górski staw o szmaragdowym kolorze. Czasem śnieg przyprószy nad głową, niczym wewnątrz świątecznej kuli potrząsanej przez sześciolatka.
Gdzieś tutaj bobry będą uporczywie budować niezwykłe tamy, lwy morskie, pingwiny i ptaki będą kolonizować wyspy. Tutaj murale pokazują zapadnięte twarze więźniów i cierpienia wypędzonych tubylców, ale także przypominają o tym czyje są Malwiny, przez wroga zwane Falklandami.
Piękny ten koniec świata
Pomimo, że Ushuaia to nie jest koniec świata, a zaledwie najbardziej na południe wysunięte jego miasto to tutejsze drewniane domki w różnych dziwnie znajomych stylach oczarowują. Ulice szeptem mówią: psss pięknie tu i mają rację. Słońce, chmury i góry emanują potęgą, a człowiek tak w głębi duszy sam siebie szczypie w niedowierzaniu. Bo ciężko dać wiarę, że jest się tak daleko, że jest się w krainie lodowato zimnej Ziemi Ognistej, że dalej już nie będzie nic.
I tylko przybita w paszporcie pieczątka nieśmiało potwierdza, że to wszystko była prawda.
Rady praktyczne:
Park Narodowy można przejechać pociągiem, pociągiem końca świata oczywiście. Prowadzi go wysłużona lokomotywa, która pamięta jeszcze początki kolei. Podobno jednak na własnych nogach jest dużo ciekawiej.
Słynne więzienie końca świata zostało zamknięte, a został po nim jego wspaniały budynek z muzeami i pasiaki w sklepach, które nazbyt przywodzą na myśli stroje więzienne innego końca świata.
Z Ushuai wyruszają wszystkie ekspedycje Antarktydę, czyli tam gdzie podobno „lód zimny a panienki gorące”.
Ushuaia jest bardzo kosztownym miejscem, zarówno jeśli chodzi o dojazd tam jak i o ceny już na miejscu. Trzeba mieć na uwadze fakt, że taksówki jak i lokalne busiki będą bardzo dużo sobie liczyć za najkrótsze nawet podwózki, w dodatku ich częstotliwość pozostawia wiele do życzenia.
Warto zatrzymać się w Ushuaii na kilka dni, tak aby móc nacieszyć się i miastem i okolicznymi atrakcjami.
W Ushuaii jest jeden charakterystyczny wiekowy bar warty odwiedzenia i wypicia w środku piwa, jednak nie warto jeść tam krabów.
Jednym z najpopularniejszych miejsc serwujących czekoladę jest cukiernia La Laguna Negra, przy głównej ulicy San Martín.
Jednym z najpopularniejszych miejsc do zwiedzania jest Laguna Esmeralda, czyli miejsce przypominające Morskie Oko w Tatrach, o niezwykle urokliwej i wyjątkowo zabłoconej trasie.
Ceny 2016:
Lot Buenos Aires-Ushuaia (w obie strony) około 3000 pesos (750 zł) jednak trzeba rezerwować co najmniej z miesięcznym wyprzedzeniem.
Penguin cruise, wycieczka katamaranem na wyspę pingwinów 1500 pesos (ok 375 zł) plus dodatkowo 20 pesos (ok 5 zł) wejście do portu.
Kawa od 50 pesos (ok 12,5 zł)
Czapka pamiątkowa 150 pesos (ok 37 zł)
Rękawiczki 100 pesos (25 zł)
Opakowanie czekoladek od 80 pesos (20 zł)
Taksówka na Laguna Esmeralda 500 pesos (ok 125zł)
Busik na Laguna Esmeralda 300 pesos (ok 75 zł)
Wejście do Parku Narodowego 210 pesos (27,50 zł)
Krab w restauracji 360-420 pesos (ok 90-105 zł)
Pamiątkowa koszulka 300 pesos (ok 75 zł)
Butelka piwa 80 pesos za pół litra (20 zł)
Ushuaia jest magiczna ale to nie jedyne fantastyczne miejsce w Argentynie!
Kliknij poniżej, żeby się przekonać.