Chivito to jedyna rzecz, przez którą Urugwajczyk nie zostanie pomylony z Argentyńczykiem, bo wszystkie inne, które napawają ich dumą eksportuje sąsiad z południa.

Chivito to jedyna rzecz, przez którą Urugwajczyk nie zostanie pomylony z Argentyńczykiem, bo wszystkie inne, które napawają ich dumą eksportuje sąsiad z południa.
To są miejsca gdzie warto stanąć na chwilkę, nawet i przejazdem, popatrzeć na kamienne domki i zielonkawe wzgórza. Gdzieś czeka ciężka praca, zaraz zacznie się coś robić, ale to za chwilkę, za moment, potem.
W Cabo Polonio, miejscowości, do której nie prowadzi żadna droga, życie zdaje się być całorocznym Przystankiem Woodstock, dni ciągną się leniwie, gdzieś obok zewnętrznego świata, a domki są rozsypane wokół ciągle działającej latarni morskiej.
W przeciwieństwie do większości świąt narodowych jest to święto wesołe, ludzie, o dziwo, mają w nim świętować. Stąd miasta są przyozdobione flagami, jest marsz kolorowo ubranej gwardii i są fajerwerki!
Leżąca gdzieś na szarym końcu Urugwaju miejscowość to jedno z tych miejsc gdzie czasu się nie liczy, nadgarstki są wolne od zegarków, a dusza od pośpiechu.
Luksemburg ma w zwyczaju wypadać dość niespodziewanie, więc niezależnie od oczekiwań i tak człowieka urzeknie.
Mała. cicha, urokliwa. Uśmiecha się nieśmiało i wydaje się być uosobieniem Urugwaju. Warto też wiedzieć kiedy tu przyjechać.
Tyci państwo, którego stolica obrośnięta jest bajecznymi wieżyczkami, a wszystko to maleńkie, niczym stworzone dla krasnoludków.
Recoleta pachnie luksusem i pieniędzmi, ale to też jest część historii Nowego Świata i warto wznieść toast za tę dzielnicę, bo piękna nigdy dosyć.
Gdy się wsiadło można odetchnąć. Na chwilkę. Bo trzeba też wiedzieć, kiedy wysiąść, a to też przecież nie może być łatwe. Będąc takim przeciętnym gringo wygląda się przez szybkę i stara się odgadnąć czy ten lekko obłupany krawężnik to wynik ostatniego wypadku samochodowego, czy jednak sekretne oznakowanie przystanku, na którym należy wysiąść. Oczywiście żeby możliwie to utrudnić autobusy […]