Za mało się o tym mówi i chyba trochę strach się do tego przyznać, ale wariaci są potrzebni do tego, żeby nie zwariować.

Za mało się o tym mówi i chyba trochę strach się do tego przyznać, ale wariaci są potrzebni do tego, żeby nie zwariować.
I tak Nacpan oczarowało.
Zupełnie przypadkiem.
Może i tanią sztuczką.
Ale jednak pełną magii.
Powrót to taki rzeczownik, który właściwie powinien być uczuciem. To jest mieszanka przypraw, która nadaje zupełnie innego smaku godzinom w poczekalni, odprawom, czy siedzeniu na swoim skrupulatnie ponumerowanym miejscu. Powroty są ekscytujące.
Tutaj wszystko wydaje się jakoś nie na miejscu, albo oderwane.
Reykjavik jest dziwny. Tak się zdarzyło, że dwa razy trafiłem do muzeum penisów, posłuchałem dobrego jazzu w piwnicy, a raz na Islandzki stand-up.
Temat trudny. Temat ciężki. Temat…co tu dużo mówić… dość niesmaczny.
Islandzkie jedzenie.To nie jest tak, że Islandczykom brak oryginalności jeśli chodzi o kuchenne wynalazki. Wręcz przeciwnie, pomysłowości mają aż nadmiar.
Nie można się przed nim obronić. Nie można przed nim uciec. W walce z nim sprawdza się tylko termos z gorącą herbatą, samochodowe ogrzewanie i stare dobre przeklinanie pod nosem.
Porzucony kadłub samolotu, wodospad, który można przejść dookoła, czarna plaża. I Eyjafjallajökull. Wulkan, który zablokował cały świat.
Ekscytująco.
Gejzery, gorące źródła, całkiem konkretny wodospad i zjawiskowe góry tarasujące horyzont. W Reykjaviku wypad za miasto nabiera innego znaczenia.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia i właśnie dlatego nie chcesz przestawać jechać przed siebie, ani zawracać do hotelu. Zjadasz oczami wszystko co napotkasz na swojej drodze.
To tutaj widać najlepiej to, co naprawdę odejmuje nam mowę na tej wyspie: majestatyczne widoki przy trasie, ogromna przestrzeń i poczucie pustki